Pathologic Squad

PathologicSquad


#1 2011-01-24 13:57:48

 Włodi

Admin

status p3z3t@aqq.eu
25425249
Skąd: Ostrowiec Świętokrzystki
Zarejestrowany: 2011-01-17
Posty: 1308

Opowiadanka.

W tym temacie piszemy opowiadanki , długie i krótkie .


................................................................................................................
-Alkohol jest dla tchórzów, którzy nie umieją poradzić sobie z codziennością.
-Dolej mi !

Offline

 

#2 2011-01-24 14:00:52

 Włodi

Admin

status p3z3t@aqq.eu
25425249
Skąd: Ostrowiec Świętokrzystki
Zarejestrowany: 2011-01-17
Posty: 1308

Re: Opowiadanka.

I Szaleństwo

Wśród drzew pojawiła się Mgła. Nie jakaś typowa z której leśne pająki tkały zwiewne szaty dla istot Lasu – Ona była inna. Gdy pierwszy raz przelała się przez próg jego chatki w głowie poczuł ból, a w sercu niepokój – niestety nie dane mu było bliżej Jej zbadać – właśnie świtało i promienie Słońca przeniknęły Ją na wskroś czyniąc ulotną – zdrętwiały patrzył jak Odchodzi..
W pośpiechu się odział i wybiegł na zewnątrz – tam gdzie jeszcze nie docierały promyki, wciąż Była – czuł Jej strach i zarazem ciekawość. Jej blade kosmyki bezszelestnie sunęły ku jaskini – nie wahał się ani chwili – znał wszelakie zjawiska dziejące się tu od zawsze, ale to było dla niego coś nowego. Z drżeniem wszedł do środka – Jej kłęby zaczęły się przeistaczać – najpierw ujrzał oczy: szare, smutne, wpatrujące się weń jednak z nadzieją.
- Kim.. Czym..
- Jestem? Byłam? Byłam jedną z milionów by stać się jedyną.. Okrutna kara.. Gorsza od śmierci.. Istnienie.. I jego namiastka..
- Ale.. jak? Jeśli można spytać..
- To nieistotne i zbyt okrutne bym chciała wracać do tego.. Ważniejsze jest co ciebie czeka.
- Mnie?
- Tak. Podążasz ścieżką, którą i ja podążałam – powielasz moje błędy, moje czyny.. a On wysłał mnie bym cię ostrzegła..
- Kto? Jakie błędy? Na Gratha! Nic nie rozumię..
- Milcz! I patrz!
Postać rozwiała się nagle i otuliła go kłębami szarymi, wilgotnymi i mrocznymi. Czuł ból.. smutek.. niepokój.. strach.. gniew.. wściekłość.. Widział siebie samotnego.. słyszał śmiech i przekleństwa swych ofiar – teraz katów. Widział wytykającego go palce i gałęzie drzew – ptasi śpiew, do tej pory taki radosny, napawał go lękiem..
Słońce poczęło chylić się ku zachodowi, gdy wszystkie doznania ustały. Nadzieja.. znów była obok.
- Wstań i idź. Zostałeś ostrzeżony – twoje życie nadal jest w twoich rękach. Nasze następne spotkanie nie będzie ostatnim – będzie wiecznym.
- Ja.. nie wiedziałem.. nie chciałem..
- Wiedziałeś i chciałeś – może twe pobudki były altruistyczne i w świecie który znasz były by pochwalone, ale nie tu – tu nie ma współczucia – jest wina i jest kara. Tylko dlatego, że nieraz się wahałeś – dostałeś szansę – jeśli ją zmarnujesz..
- Tak.. chyba pojąłem.. tak naprawdę me czyny nie były dobre.. krzywdziłem tych którym chciałem pomóc.. bo to nie była pomoc.. tak, masz rację altruizm w ocenie jednych to tak naprawdę egoizm – w najczystszej postaci.. i jeszcze te myśli: „chcę przecież dobrze..” – a przecież można zawsze udzielić rady, prawda?
- Wiele przed tobą jeszcze – On, ja i wszyscy wokół będą cię obserwować – no ale jesteś na najlepszej drodze do zostania Wybrańcem.
Mgła znikła pozostawiając po sobie dziwny szmer – brzmiał zupełnie jak śmiech. Śmiech i ostrzeżenie zarazem.


................................................................................................................
-Alkohol jest dla tchórzów, którzy nie umieją poradzić sobie z codziennością.
-Dolej mi !

Offline

 

#3 2011-01-24 14:03:26

 Włodi

Admin

status p3z3t@aqq.eu
25425249
Skąd: Ostrowiec Świętokrzystki
Zarejestrowany: 2011-01-17
Posty: 1308

Re: Opowiadanka.

II ============================================
Wracałem zmordowany do miasta. Moje czarne włosy były potargane, a twarz miałem zrezygnowaną. Przeszedłem przez bazar, skręciłem w ciemną alejkę. Byłem już niedaleko. Zakręt. Jeszcze jeden. Nie lubiłem tego miasta ze względu na architekturę, choć i osoby zamieszkujące Nithal nie były duszami towarzystwa. Doszedłem do budynku alchemika. Sklep nie był tak pokaźny jak domy, jednak zawsze można było odczuć, że jest to miejsce jakich mało. Wszedłem do sklepu.
- Masz wszystko? - Spytał jakiś starzec.
- Ja też się cieszę że wróciłem. Nie mam tylko liścia Olifusa. - powiedziałem, rzucając torbę w stronę alchemika.
- Dostaniesz za to 3000 sztuk złota.
- 45000. Mówiłeś że na kurhanach nie ma o tej porze Ghuli. Myliłeś się - rzekłem z przekąsem.
- Niech będzie. Masz jakąś poważniejszą robotę, czy dalej zamierzasz podróżować? - spytał zaciekawiony Beterezar.
- Zarobiłem w tej mieścinie dość sporo. Chyba wrócę w rodzinne strony.
- Mój przyjaciel chciałby się z tobą spotkać - przerwał mi rozmówca.
- Po co? - spytałem wyraźnie zaciekawiony.
- Ma dla ciebie robotę, a...
- ...Dobrze płaci? - zainteresowałem się.
- Sądzę, że nagroda cię zadowoli. Wydaję mi się że po tej robocie, nie będziesz musiał szlajać się po świecie w poszukiwaniu zarobku. - powiedział tajemniczo Beterezar.
- Gdzie go znajdę?
- W gospodzie "Pod Lodowym Wilkiem". Pytaj o Darco...
Wyszedłem. "Pod Lodowym wilkiem"... Był już tam parę razy. Gospoda dla bogatych zadów, jak mawiali niektórzy. Gospoda znajdowała się niedaleko. Zdążyłem powiedzieć "cholerne miasto", a już byłem przy gospodzie. Wszedłem do niej spokojnie i rozejrzałem się. Oprócz niego i barmana, znajdowało się tu jeszcze ze dwudziestu chłopa. Podszedłem swoim dynamicznym krokiem do lady.
- Szukam Darco - rzuciłem spokojnie, zimnym tonem.
- Tam, przy kominku - powiedział gruby barman wskazując na mężczyznę siedzącego w rogu. Nie podobał mi się ten typ. Jego oczy miały bardzo nienaturalny kolor.
- Witaj Masimoto. Jak zapewne się domyślasz, jestem Darco. Słyszałem o tobie wiele. Mam dla ciebie propozycję: W zamian za drobną misję dla mnie, dołączysz do Gildian.
- Słyszałem o was - rzekłem jak zwykle spokojnie i chłodno. - Co to za misja?
- Więc rozumiem, że jesteś zainteresowany - rzucił od niechcenia Draco.
- Powiedzmy, że tak.
- Słuchaj: Gildia złodziei z tutejszego miasta wrobiła jednego z naszych. "Dowody" znajdują się u sędziego, w jego rezydencji.
- Rozumiem, czyli muszę przechwycić dowody?
- Najlepiej zniszcz je na miejscu - odrzekł rozmówca.
- Załatwione. Potrzebuje tylko liny i pary wytrychów- powiedziałem zadowolony.
- Sprzęt znajdziesz w beczce stojącej na zapleczu ratusza. Ja muszę iść, czas nagli - powiedział Darco, po czym wyszedł z tawerny.
- Gildianin...
Wieczorem ubrałem swój czarny, skórzany strój, przewiesiłem przez ramię miecz i udałem się w stronę ratusza. Wszystko było na swoim miejscu: lina, wytrychy i jakaś mała buteleczka.
- Mikstura niewidzialności... - powiedziałem z uśmiechem, po czym pobiegłem do miejsca, w którym miałem dokonać zlecenia.
Tak jak przewidziałem, przy drzwiach stali strażnicy. Zakradłem się przez krzaki na tyły budynku. Zarzuciłem linę, która oplątała się wokół marmurowej ozdoby. Wspiąłem się zgrabnie po linie i wszedłem przez okno. Znalazłem się w długim korytarzu, który zdobiły stare portrety i wielka komoda. Skręciłem w prawo. Zauważyłem, że ktoś idzie, więc bez namysłu wypiłem miksturę. Poczułem jej magiczne działanie natychmiastowo. Następnie po cichu przeszedłem obok kobiety przeglądającej się w lustrze. Zajrzałem do jednego z pokoi. Spał w nim sędzia. Zdziwiło mnie to że pokój nie był zamknięty. Pod wielkim łóżkiem z baldachimem, wypatrzyłem szkatułkę. Była zamknięta na kluczyk. Swoim nożem wykręciłem śrubki które trzymały pokrywkę skrzyneczki.
- "Dowód zbrodni Forda..." Spojrzałem na kartki, które znalazłem w środku. Schowałem je za kurtkę. Wyszedłem z pokoju i wpadłem na kobietę, którą przed chwilą mijałem. Rozległ się krzyk. Słychać już było stukot nóg wchodzących po schodach. Nie zastanawiał się dłużej. Zacząłem biec do okna, które znajdowało się naprzeciwko mnie. Wybijając szybę, szybko znalazłem się na zewnątrz. Zacząłem uciekać przed siebie. Skręciłem trzy razy między uliczki. O mało nie wpadłem na znajomą mi postać.
- Już nie mogłem się doczekać... - powiedział spokojnie Darco.
- Dowody - powiedziałem zdyszany, wyciągając zza kurtki świstki papieru.
- Muszę przyznać, że się spisałeś - powiedział Darco.
- Co z moją "zapłatą"? - odrzekłem niecierpliwie.
- Oto i ona - powiedział zleceniodawca, chwytając mnie za ramię. Chwilę później znaleźliśmy się w wielkiej Sali, gdzie siedziało wiele osób popijając piwo.
- Darco wrócił! - rozległy się głosy.
- Uwaga! Chciałem wam przedstawić nowego członka Gildii - Masimoto! - i zaczęli do mnie podchodzić wszyscy, przedstawiając mi się i wymieniając ze mną uścisk.
Uśmiechnąłem się niezręcznie choć dobrze wiedziałem, że to początek moich kłopotów.


................................................................................................................
-Alkohol jest dla tchórzów, którzy nie umieją poradzić sobie z codziennością.
-Dolej mi !

Offline

 

#4 2011-01-24 15:15:30

 Włodi

Admin

status p3z3t@aqq.eu
25425249
Skąd: Ostrowiec Świętokrzystki
Zarejestrowany: 2011-01-17
Posty: 1308

Re: Opowiadanka.

III ============================================
To był piękny sobotni poranek. Właśnie rozwiesiłem pranie i korzystając z pięknej, prawie już wiosennej, pogody postanowiłem wybrać się na pobliski ryneczek w celu dokonania małych zakupów. Sporządziwszy listę sprawunków wyszedłem z domu. Tuż za rogiem spotkałem sąsiadkę z smokiem - Cahir.
- Jaki ładny smoczuś – zagadnąłem uprzejmie.
- To przecież samica – odpowiedziała z politowaniem sąsiadka – co pan nie rozróżnia? Taki duży a taki nie uświadomiony – rzekła i śmiejąc się lubieżnie podreptała do domu.
Na targowisku było całkiem sporo ludzi, ale ponieważ słoneczko miło grzało czekało mi się przyjemnie. W końcu nadeszła moja kolej.
- Dzień dobry. Poproszę nać pietruszki – powiedziałem zerkając na kartkę.
- Se weźmie – burknęła sprzedawczyni, a widząc moje osłupienie dodała zgryźliwie:
- Co nie wie jak wygląda, he? Eh, z tymi mężczyznami zawsze tak samo.
- Tak, tak – zaszumiała grupa kobiet stojąca za mną.
- Taki to nawet wodę na herbatę przypali – rzekła z pogardą jakaś starsza pani lustrując mnie z góry na dół.
To już było ponad moje siły – bąkając „do widzenia” oddaliłem się pośpiesznie.
- O jest już mój Misiaczek – powitała mnie dziwnie słodkim głosem moja żona – zaprosiłam na dzisiejszy obiad moich rodziców i co? Bałagan, pusto w spiżarni. Ach, za kogo ja wyszłam! Za jakiegoś życiowego niedojdę, który nawet skarpetek do butów nie potrafi dobrać...
- Ale kochanie, bo ja...
- Pewnie! To wszystko moja wina! – krzyknęła i trzaskając drzwiami wybiegła z domu.
Po paru minutach do mieszkania wsunął się bezszelestnie Cloud Strife – sąsiad spod czwórki.
- I co sąsiad, znowu kłótnia? – powiedział uradowany, a widząc moje ponure spojrzenie dodał – tak to już jest z kobietami, my harujemy jak woły żeby miały co na siebie włożyć a one nawet nie są w stanie docenić kwiatka na dzień kobiet. Trzeba to przerwać! – krzyknął nagle sąsiad – Powiedzmy dość babskiej tyranii! Załóżmy KWOPM!
- Co? – zapytałem oszołomiony.
- Komitet walki o prawa mężczyzn! Biegnę powiadomić sąsiadów! Zbiórka w piwnicy Xentis’a za godzinę! – wydarł się pan Cloud i wybiegł z mieszkania.
Nie wiem co mnie podkusiło ale jakiś czas później siedziałem w piwnicy.
- No, jest sąsiad wreszcie – ucieszył się Cloud i dodał – Chłopy górą!
- Chłopy górą! – zakrzyknęli gromko pozostali.
Xentis wstał, zaczerpnął powietrza, otworzył usta i ...
- A gdzie ty się szlajasz, co? – krzyknęła Cahir a zawtórowały jej inne głosy:
- Stary koń a w piwnicy siedzi, dywany byś wytrzepał!
- Miałeś odkurzyć i pozmywać! Na górę!
Sąsiedzi wybiegali jeden po drugim, tylko Cloud Strife rzucił na odchodnym:
- Eh, ty to masz szczęście. Ciebie żona musi naprawdę kochać skoro tu nie przyszła.
Gdy zamykałem drzwi zobaczyłem rozbawioną twarz mojej małżonki, która grożąc łagodnie palcem rzekła:
- Oj, Misiaczku obiecuję, że nie będę dla ciebie zbyt surowa.
Uśmiechnąłem się.


................................................................................................................
-Alkohol jest dla tchórzów, którzy nie umieją poradzić sobie z codziennością.
-Dolej mi !

Offline

 

#5 2011-01-24 15:17:15

 Włodi

Admin

status p3z3t@aqq.eu
25425249
Skąd: Ostrowiec Świętokrzystki
Zarejestrowany: 2011-01-17
Posty: 1308

Re: Opowiadanka.

IV ============================================
Dziś rano zapowiadał się całkiem przyjemny dzień – dopóki nie zadzwoniła moja Mama - Lady Funia. Zastanawiałem się właśnie gdzie zaproszę moją ukochaną żonę , i do jakiej knajpki pójdziemy poźniej na romantyczną kolację, ale głos mojej Mamusi brzmiał jak wyrok:
- Będziemy o osiemnastej.
- Dobrze – udałem uradowanego, co ostatnio coraz lepiej mi wychodzi – rozumiem, że na herbatkę?
- Tak, ewentualnie jakieś małe ciasteczko i lody, no i może malutki koniaczek – ale nie za dużo. Przecież wiesz, że Ojciec XnenX musi dbać o linię.
- To będziemy czekać.
Po odłożeniu słuchawki zrobiło mi się żal Taty – mimo że zawsze był o wiele szczuplejszy od Mamy to nigdy nie mógł zjeść za dużo a po naszym weselu to musiał na przykład skopać działkę pod jej czujnym okiem by wypocić weselne kalorie.
Moja żona na wieść o wizycie teściów spojrzała tylko na mnie tak jakoś ciężko i zaraz zabrała się za sprzątanie, i przesadnie oceniając moją posturę dodała:
- Idź i wytrzep dywan z dużego pokoju – tylko porządnie!
Przy trzepaku spotkałem Cloud\'a Strife – sąsiada spod czwórki:
- Dzień dobry sąsiedzie - widzę, że żona kazała dywanik wytrzepać.
- Wcale nie kazała tylko poprosiła – powiedziałem by nie wyjść na uległego, ale sąsiad tylko się uśmiechnął:
- Tak one zawsze proszą a spróbowałby sąsiad odmówić – dodał i przeciągnął palcem po szyi – ale jakby co to poruszymy sprawę na zebraniu KWOPM-u.
- Komitetu walki o prawa mężczyzn?
Cloud Strife pokiwał głową i pobiegł do domu albowiem z okna wychyliła się jego żona Arill
gniewnie machając ręką.
Po wytrzepaniu dywanu wróciłem do domu. O osiemnastej rozległ się dzwonek.
- Witajcie kochani – wbiegła Mamusia, a za nią bezszelestnie wsunął się Tato – przepraszamy za małe spóźnienie, ale twój Tatuś nie przewidział, że może być korek. Wspaniale wyglądasz – zwróciła się do małżonki – ale ta bluzka zdecydowanie nie pasuje do spódnicy.
- To ja podam herbatę – powiedziała moja żona, wyraźnie nadąsana i wyszła do kuchni.
Po jej powrocie Mamusia zaczęła zachwalać jaki to jestem przystojny choć niestety bardziej rozwinęła swój monolog jak to było wcześniej.
- Nie wiem czy wiesz, ale jak twój małżonek w dzieciństwie niegrzeszył urodą. Gdy się urodził, doktor wszedł do poczekalni i oznajmił Ojcu: \"Przykro mi. Robiliśmy co w naszej mocy, ale dał radę wyleźć\". Był takim brzydkim dzieckiem, że gdy bawił się w piaskownicy, kot przysypywał go piaskiem.
– Tak, Mama chyba niezbyt cię lubiła. Słyszałam, że do zabawy w kąpieli miałeś brzytwę i sztylet – powiedziała śmiejąc się żona.
- Tak – postanowiłem opowiedzieć parę zmyślonych historyjek by zaskarbić sobie przebaczenie u mojej żony - Kiedyś zgubiłem się. Zobaczyłem strażnika i poprosiłem go o pomoc w odnalezieniu rodziców. Spytałem go: \" Czy Pan myśli, że kiedykolwiek ich odnajdziemy?\" Odpowiedział, patrząc na moja twarz: \" Nie wiem, chłopcze. Jest tyle miejsc, gdzie można się ukryć...\" . A kiedyś w czasie wakacji pracowałem w sklepie zoologicznym i ludzie pytali, ile kosztuję.
– A pamiętasz jak poszliśmy do lekarza i zapytałeś: \"Panie doktorze, każdego ranka, gdy budzę się i patrzę w lustro czuję jakbym miał zaraz zwymiotować. Co jest ze mną nie tak?\" Odpowiedział: \"Nie wiem. Wzrok ma pan doskonały.\" – dodał Ojciec – pamiętam to doskonale, gdyż dla mnie to też był paskudny dzień. Wstałem rano, założyłem koszulę i guzik odpadł. Podniosłem teczkę i urwała się rączka. Bałem się pójść siku do ubikacji.
Tak wesoło rozmawiając pożegnaliśmy się – obiecując, iż niedługo wpadniemy z rewizytą.
- To był wspaniały wieczór – śmiała się żona – twoja Mama nie jest taka zła.
- Z pewnością. Aha, zapomniałem ci powiedzieć – jutro przyjadą twoi rodzice.


................................................................................................................
-Alkohol jest dla tchórzów, którzy nie umieją poradzić sobie z codziennością.
-Dolej mi !

Offline

 

#6 2011-01-25 13:46:25

 Włodi

Admin

status p3z3t@aqq.eu
25425249
Skąd: Ostrowiec Świętokrzystki
Zarejestrowany: 2011-01-17
Posty: 1308

Re: Opowiadanka.

V ============================================




Pewnego skwarnego popołudnia w stronę Ithan podążała wielka 40osobowa karoca. W jej wnętrzu panował straszliwy upał. Pasażerowie, porozbierani do ostatecznych granic, ciężko dysząc siedzieli bez ruchu w kompletnym milczeniu.
Jakiś zażywny Łowca - blondyn o rumianej apoplektycznej cerze, nieprawdopodobnie zgrzany, z ponurą miną wpatrywał się w swoje stopy, obciągnięte we fioletowe prążkowane onuce.
Spośród pogrążonych w apatii podróżnych wyróżniała się jaskrawo werwą, rześkością i świetnym humorem postawna wojowniczka - szatynka, która nie bacząc na bardzo dawno już osiągniętą pełnoletność, zachowywała się jak tak zwany urwis-dziewczyna.
Machała nóżkami, szczebiotała wesoło, wstrząsała krótko ostrzyżoną czuprynka i coraz wybuchała gamą srebrzystego śmiechu. Robiła całą masę rozkosznych psikusów towarzyszącemu jej szpakowatemu wojownikowi w czerwonym płaszczu.
Wstawała, by podbiec do okna, przez które machała pulchną rączką mijanym krowom, to znowu siadała, by pociągnąć za nos swego towarzysza, który znosił to wszystko ze stoickim spokojem.
Apoplektyczny blondyn odrywał co jakiś czas wzrok od swych onuc i obrzucał wesołą niewiastę niedobrym spojrzeniem.
Teri, nie zwracając na to uwagi, bawiła się świetnie. W pewnym momencie, tuląc się do Zea'i , zawołała kusząco:
- Ciapciuś, ugryź tu swoje słoneczko!
I nadstawiła kokieteryjnie twarzyczkę. Jegomość nazwany Ciapciusiem nie reagował na to wcale; uśmiechnął się tylko smutnie i odwrócił głowę.
Ale rozkoszna istota nie dawała mu spokoju.
- No, ugryź, ugryź, Ciapuchna, słoneczko chce koniecznie!
Gdy i to nie pomogło, z komiczną powagą krzyknęła:
- Ciapek, w tej chwili masz ugryźć, ja każę!
Zgrzany właściciel onuc w prążki słuchał tego filtru przez dłuższy czas z najwyższym obrzydzeniem, wreszcie zawołał cierpko:
- No ugryźże ją pan, do cholery, raz bo nas tu wszystkich zamęczy. Upał czterdzieści stopni w cieniu, a ja spokoju nie mam za grosz! Gryziesz pan czy nie?
- Nie! Sam ją pan ugryź.
- Ja? A to dlaczego? Nie ma tak dobrze! Pan się oświadczasz, żenisz, posag pan bierzesz, bo chyba bez posagu panu takiej zmory nie wcisnęli, a ja mam gryźć? Niech ją pchły gryzą!
- Ciapuś, ty nic na to? On obraził twoje słoneczko! Bydlak skończony!
- Pani starsza, wolnego, żebym ja pani nie powiedział, kto pani jesteś.
- No kto? No kto?
- Stara pudrownica co małoletniego szczeniaka struga. Bywszy na miejscu paninego Ciapciusia, jak bym złapał za kok, dał raz i drugi w słonecznik, to byś pani od razu powagi nabrała!
Ponieważ Ciapciuś mimo wezwań swej małżonki nie wystąpił w jej obronie, słoneczko samo chwyciło z półki cep bojowy i poczęło nim okładać blondyna, który się bronił miedzianymi nogawicami. Nie wiadomo do czego by doszło, gdyby nie to że karoca zatrzymała się przy bramie Ithan.
Nadbiegli strażnicy, spisano protokół o zakłócenie spokoju publicznego przeciwko panu Xentisowi oraz pani Teri i panu Zea.
Będzie rozprawa w sądzie i wszyscy zostaną ukarani. A kto jest prawdziwym winowajcą?
Wiadomo - upał!!


................................................................................................................
-Alkohol jest dla tchórzów, którzy nie umieją poradzić sobie z codziennością.
-Dolej mi !

Offline

 

#7 2011-01-25 13:48:39

 Włodi

Admin

status p3z3t@aqq.eu
25425249
Skąd: Ostrowiec Świętokrzystki
Zarejestrowany: 2011-01-17
Posty: 1308

Re: Opowiadanka.

VII ============================================





Pewnego dnia po długich naradach postanowiliśmy uderzyć do Thinkera w sprawie nowych mapek.
Ja wraz z jednym z graczy udaliśmy się do siedziby Wielkiego Admina. Właśnie wychodził, gdy bohatersko zagrodziłem mu drogę:
- Co z nowymi mapkami? – spytałem.
Thinker uśmiechnął się z zadowoleniem.
- Wszystko w porządku – oświadczył – Na razie nie będzie żadnych.
Zdenerwowaliśmy się.
- Dlaczego?
- Nie ma się po co podniecać – odparł z jeszcze większym zadowoleniem – Mam za sobą argumenty nie do obalenia. Po pierwsze: nie mam czasu ich zrobić.
- Balduran zobowiązał się je zrobić w czynie społecznym – powiedział Bantral
- Ciekawe kto mu podsunie inspirację? – zainteresował się nasz rozmówca.
- zła Lucyllka ma przepyszne pomysły, razem zrobią świetna mapkę – wtrąciłem.
Wielkiemu Adminowi minęło zadowolenie.
- Załóżmy, że zrobią – rzekł – A skąd wezmą nowe potwory do tej mapki?
- Potworki wraz ze statystykami i tym co z nich wypadnie już zrobił Perski – oznajmiłem.
Spojrzał na nas bez sympatii. Potem ścisnął plik dokumentów pod pachą i łypnął w kierunku drzwi wyjściowych.
- Potworki to nie wszystko – powiedział – Taką mapkę należało by też okrasić jakimś questem.
- Nad tym pracuje już AdiBielo – odrzekliśmy.
Na twarzy Thinkera pojawił się grymas. Przez chwilę dumał nad kolejnym argumentem.
- Xentis koordynuje wszystkie działania – nie będzie absolutnie żadnych błędów.
Potwierdziłem.
- No więc dlaczego nie chcesz się zgodzić na nowe mapki.
- Bo nie! – wrzasnął, po czym wycofał się do swojego gabinetu.
Rozłożyliśmy ręce.
- Trzeba tak było od razu – rzekł Bantral.
Wyszliśmy na dwór pełni uznania dla przebiegłości Thinkera.
Rozstrzygający argumeny zachował na sam koniec rozmowy.


................................................................................................................
-Alkohol jest dla tchórzów, którzy nie umieją poradzić sobie z codziennością.
-Dolej mi !

Offline

 

#8 2011-01-25 19:25:17

 Włodi

Admin

status p3z3t@aqq.eu
25425249
Skąd: Ostrowiec Świętokrzystki
Zarejestrowany: 2011-01-17
Posty: 1308

Re: Opowiadanka.

VIII ============================================
Jak odpowiadać dzieciom na drażliwe pytania


Jest rzeczą wiadomą, że dzieci są wścibskie i ciekawskie. Czy należy odpowiadać na wszystkie pytania? Czy należy z fałszywą pruderią udawać, że się pytania nie dosłyszało? Nie, obowiązkiem człowieka współczesnego jest patrzeć śmiało w oczy własnych i cudzych dzieci. Jeśli chodzi o pytania drażliwe – bo na pytania zwykłe nie ma co odpowiadać byle szczeniakowi – najlepiej jest mieć z góry przygotowane odpowiedzi. Podaję więc najważniejsze i najczęściej przez dzieci zadawane pytania.
- „Mamusiu, z czego się robią dzieci?”
na to pytanie proponuję dwa rodzaje odpowiedzi. Jeśli dziecko jest jeszcze za małe, aby mogło zrozumieć prawdę, należy odpowiedzieć: „Dzieci powstają z nadmagnezjanu chlorku potasu”. Jest to odpowiedź bardzo zręczna, gdyż dziecko przeważnie nie może spamiętać tej długiej nazwy i gdy powtórzy to w szkole lub kawiarni starszemu koledze, nigdy się nie wyda, żeśmy dali fałszywą informację, i w ten sposób autorytet rodziców zostaje zachowany. Gdy dziecko zapamięta i po paru latach, wiedząc już, o co chodzi, przypomni z wyrzutem, że się je oszukało, można pętakowi wmówić, że przekręciło słowo „potas”. Inna odpowiedź powinna być stosowna wobec dzieci już większych. Jeśli chodzi o chłopców i dziewczęta w wieku dojrzewania, należy odpowiedzieć: „Dzieci powstają z zaniedbania i lekkomyślnego zapuszczenia ciąży”.
- „Tatusiu, dlaczego tatuś jest taki czerwony, gdy ściska służącą?”
Jest to bardzo typowe pytanie, na które należy odpowiedzieć, przerzucając zręcznie sprawę na tło społeczne. Mówimy więc poważnie: „Tak, moje dziecko, służąca należy do proletariatu, a ludzie, którzy zbliżają się do proletariatu, są „czerwoni”. Możesz o tym, dziecko, przeczytać w „Płomyku” i w „Ilustrowanym Kurierku”. Gdy dziecko zacznie się mądrzyć, że to nie to samo, możemy dodać: „Paszoł won, szczeniaku!”
- „Mamusiu, czego chciała ode mnie ta pani, co stoi zawsze u nas na rogu ulicy?”
Na to odpowiemy: „A won, ty bydlaku! Stare chłopisko, kobity go na ulicy zaczepiają, a on się pyta mamusi”.
W razie pytań bardziej skomplikowanych, na które nie mamy gotowej odpowiedzi, należy uciekać się do dywersji taktycznej. Np. dziecko pyta się, czy chlorek potasu jest związkiem węgla. Odpowiadamy: „Nie garb się”. Albo: „Nie nudź, widzisz że mamusię głowa boli”. Albo też najprostsze: „Paszoł won, pętaku”. Zwykle dziecko odpowiada na to: „Ty sama paszoł”, a to już jest oczywiście wystarczającym pretekstem do sprania szczeniaka. Potem następują płacze, przeprosiny i sprawa potasu rozpływa się we łzach pojednania.
Bardzo częsty u dzieci jest objaw pytań seryjnych. Np. dziecko pyta się, co to jest na szybie. Odpowiadamy; „Mróz”. „A dlaczego mróz”. Odpowiadamy: „Bo zima”. „A dlaczego zima? A co idzie po zimie?”. Przy zimie stosujemy pierwszy cios w szczękę. Zdarzają się oczywiście cierpliwsi rodzice, którzy biją w mordę dopiero przy jesieni lub nawet po jedenastym, a nawet dwunastym pytaniu. Pewna matka z Brum uderzyła dziecko dopiero po trzydziestym piątym pytaniu, które brzmiało: „Dlaczego mamusia gryzie syfon?”. Był to, o ile wiadomo, rekord świata. Normalni rodzice walą w pysk przy trzecim lub czwartym pytaniu. Oczywistym błędem jest bicie już przy drugim pytaniu. Znałem ojca, którego synek spytał: „Jak się nazywa ta ulica?”. Ojciec odpowiedział: „Chmielna”. Dziecko spytało: „A jak na imię?”. Ojciec zaczerwienił się, no i naturalnie bęc szczeniaka w mordę. Otóż bicie przy drugim lub trzecim pytaniu uważamy za szkodliwe. Po pierwsze, oducza dziecko w ogóle od zadawania pytań, po drugie, odbiera uderzeniom właściwe napięcie.
Słynny uczony norweski Hugo von Gulgenstjerna radzi stosować w pedagogice system riposty. To znaczy odpowiadania na pytanie pytaniem. Gdy dziecko pyta: „Mamusiu, dlaczego pan Giellepur zdejmuje spodnie w salonie?”, należy szybko odpowiedzieć: „A ile jest trzydzieści pięć razy osiem?”, albo: „W którym roku była bitwa pod Zamą?”. Gdy dziecko odpowie: „Nie wiem”, mówi się: „No to won, ty szczeniaku, do książek, ty cholero, uczyć się, a nie gadać o cudzych parszywych portkach”. Metoda ta daje bardzo dobre rezultaty i jest stanowczo lepsza od systemu doktora Margulsteina, który zaleca dawanie dziecku zamiast odpowiedzi datków pieniężnych. Gdy dziecko pyta się: „Czy bocian przynosi dzieci zaraz czy w dziewięć miesięcy potem?”, odpowiadamy: „Masz tu, kochasiu, dwadzieścia groszy i jesteśmy kwita”. Przy bardziej kłopotliwych pytaniach suma może dojść do setek, a nawet tysięcy. Dr Margulstein opowiada o pewnym dziecku w Zurychu, które pytało o pewną urzędniczkę z jego biura i dostawało jednorazowo po dziesięć tysięcy franków i to szwajcarskich.
Dzieci, jak to już powiedzieliśmy, są wścibskie i interesują się tematami seksuologicznymi. A przecież często się mówi, że nasi milusińscy lubią tylko zabaweczki i laleczki. Ten symplicystyczny pogląd na dzieci naszego pokolenia stanowczo należy odbrązowić. Oczywiście, wszystkie wyżej podane sposoby są to tylko surogaty. Pozostaje droga otwartej prawdy i uświadomienia naukowego. Zawsze najprostsze i najzdrowsze będzie zapoznanie dziecka z nagim faktem. W tym celu polecam gorąco znakomitą książkę doktora Grützhändlera pt. „Noga i jej okolice” ze składaną mapką i portretem autora.


................................................................................................................
-Alkohol jest dla tchórzów, którzy nie umieją poradzić sobie z codziennością.
-Dolej mi !

Offline

 

#9 2011-01-25 19:29:08

 Włodi

Admin

status p3z3t@aqq.eu
25425249
Skąd: Ostrowiec Świętokrzystki
Zarejestrowany: 2011-01-17
Posty: 1308

Re: Opowiadanka.

IX ============================================
MAŁY KARIEROWICZ
Oddajemy w wasze ręce, kochane gracze, nową, piękną zabawkę! Znacie różnego rodzaju zestawy, np. "Małego stolarza", "Małego mechanika" czy "Małego konduktora" i oto nareszcie jest "Mały karierowicz"!
Pragniemy więc zapoznać was bliżej z zawartością pudełka, abyście mieli jak największy pożytek z całej zabawy. Po otworzeniu wieka oczom waszym ukazuje się kilka przegródek, teraz więc, kochane gracze, korzystając ze schematycznego rysunku, zapoznamy się bliżej z tym, co "Mały karierowicz" kryje w swoim wnętrzu, a co – niezależnie od beztroskiej zabawy – przyda się wam kiedyś w dorosłym życiu. Poszczególnym numerkom w naszym tekście odpowiadają oczywiście kolejne przegródki, oto więc i one:
1.Tubka z wazeliną. Mały karierowicz korzysta z tubki z rozwagą i bez przesady, wiedząc jednak zawsze, jakie tryby trzeba naoliwić, by poruszały się zgodnie z jego życzeniem. W każdym razie lepiej nie wchodzić nigdzie bez wazeliny, a już szczególnie do gabinetu szefa.
2.Piasek w oczy. Pewną ilość tego minerału, w miarę suchego i czystego, mamy zawsze pod ręką, aby w odpowiedniej chwili, np. forum, sypnąć nim umiejętnie w oczy, ukrywając w ten sposób właściwe cele.
3.Woda do umywania rąk. Rzecz właściwie nie wymaga dłuższych komentarzy. Należy tylko przypomnieć, że mały karierowicz     nie może mieć nigdy brudnych rąk, co zawsze wzbudza niemiłe skojarzenia i domysły.
4.Mydło. woda służy do umywania rąk, a mydło, oczywiście, do mydlenia oczu.
5.Kamyk. jak się chyba domyślacie, należy go wrzucić do cudzego ogródka. Jeszcze lepiej użyć nie kamyka lecz głazu, aby z cudzego ogródka nie pozostał ślad. Rozsądny mały karierowicz rozpoczyna jednak od małego kamyka, wiedząc dobrze, iż może on pociągnąć za sobą lawinę.
6.Proszek. ten czarny proszek służy do wywołania dymnej zasłony, za którą ukrywamy chytrze swoje prawdziwe cele.
7.Dwa stołki. Rzecz nie wymaga właściwie omówienia. Nasz zestaw zawiera oczywiście miniatury tych niezbędnych sprzętów, bez których nie tylko mały, ale i w ogóle żaden karierowicz nie może sobie wyobrazić życia. Siedzenie na dwóch stołkach można przećwiczyć w domu, kiedy mama i tata pójdą do pracy.
8.Wiatromierz. ten mały podręczny przyrządzik meteorologiczny oddaje nam wprost nieocenione usługi, pozwalając szybko i bezbłędnie określić kierunek obowiązującego wiatru. Rozwinięcie żagli jest już wtedy kwestią nawyku i sprawności technicznej, która w miarę upływu lat dochodzi do mistrzowskiej perfekcji.
9.Drabina. sprzęt niezbędny w wyposażeniu małego karierowicza! Wspinając się po jej szczeblach, mały karierowicz przy pomocy zabranej w tym celu piłki obcina kolejne szczeble, uniemożliwiając w ten sposób pogoń konkurentom. Po osiągnięciu najwyższego szczebla trzeba się oczywiście liczyć z tym, że drogę powrotną odbędziemy bez użycia odpiłowanych uprzednio szczebli.
10.Maseczka. to nieskomplikowane urządzenie jest nieodzowne w wyposażeniu małego karierowicza! Maseczkę wkładamy na ogół po opuszczeniu domowych pieleszy [np logując się do gry], a po powrocie niezwłocznie ją zdejmujemy. Zdarza się, niestety, że nawet po zdjęciu maski trudno się doszukać twarzy.
11.Patyk. jest to, rzecz jasna, pojęcie symboliczne. Pamiętajmy zawsze, iż właściwie wydany patyk, (a czasem nawet patyki) zamienia się na naszych oczach w zgrabny kluczyk, który drzwi nam otworzy, z tymi zaopatrzonymi w miękkie materace włącznie.
Oto więc cały zestaw „Małego karierowicza”! życzymy wam, drodzy gracze, miłej i beztroskiej zabawy. Po konsultacje możecie się zgłaszać do wyższo levelowych graczy, jeśli zrobili już karierę i mogą wam poświęcić trochę czasu. Jeżeli jednak zabawa nie wyjdzie wam, to znaczy nie zrobicie kariery, producent zestawu „Mały karierowicz” nie przyjmie żadnych reklamacji. Z góry trzeba ostrzec, że mięczaki i ofermy, a także ludzie z charakterem nie będą mieli z naszego zestawu żadnego pożytku.


................................................................................................................
-Alkohol jest dla tchórzów, którzy nie umieją poradzić sobie z codziennością.
-Dolej mi !

Offline

 

#10 2011-01-25 19:31:24

 Włodi

Admin

status p3z3t@aqq.eu
25425249
Skąd: Ostrowiec Świętokrzystki
Zarejestrowany: 2011-01-17
Posty: 1308

Re: Opowiadanka.

X >>>>>>----------------------------------------------->
- Przepraszam pana bardzo, w pana plecach tkwi bełt.
Najpierw było lekkie szturchnięcie w plecy, potem to zdanie.
- Bełt?
- No, bełt, taki pocisk od kuszy.
- A…- kiwnąłem głową.
Była najwyraźniej zakłopotana. Być może bardzo chciałaby mi pomóc, najwyraźniej jed-nak nie miała pojęcia, jak to zrobić. Wreszcie odezwałem się:
- To absurd.
- Tak – przyznała po chwili namysłu – w rzeczy samej to absurdalne.
- Na pewno też wygląda śmiesznie – dodałem.
- O tak, co do tego nie mam najmniejszych wątpliwości. To wygląda śmiesznie, nawet bardzo śmiesznie, powiedziałabym.
Przyjrzałem jej się uważnie. Zdawało mi się jakby skóra na jej twarzy zaczęła się dziwnie naciągać.
- A nie wygląda też głupio?
- To też, z pewnością – zaczęła się uśmiechać – chociaż głupio to trochę za mało powie-dziane. Jak dla mnie, to wygląda pan w tej chwili kretyńsko – śmiała się już ze mnie całkiem głośno – Że też nie mam aparatu, zrobiłabym panu zdjęcie. Taka pamiątka, naprawdę szkoda, pokazałabym koleżankom, popękałyby ze śmiechu – mówiąc to śmiała się coraz mniej ludzko, a coraz bardziej demonicznie.
Patrzyłem na nią z rosnącym zniesmaczeniem, ale bez niepokoju. Mój zawód wykluczał to uczucie. Kobieta nagle uspokoiła się.
- Wie pan może która godzina?
- Nie-mam-ze-gar-ka – przesylabizowałem, a ona odeszła w swoją stronę.
Zostałem sam, obserwując swój cień na chodniku, kształt człowieka z wbitym w plecy bełtem. Nagle zrobiło mi się smutno tej kobiety. Trudno, pomyślałem, kontrakt to kontrakt, a profesjonalizm to profesjonalizm.
W każdym z was jest wariat – nuciłem, kiedy nieco później nakierowałem krzyżyk lunety prosto na środek jej czoła.


................................................................................................................
-Alkohol jest dla tchórzów, którzy nie umieją poradzić sobie z codziennością.
-Dolej mi !

Offline

 

#11 2011-01-25 19:33:08

 Włodi

Admin

status p3z3t@aqq.eu
25425249
Skąd: Ostrowiec Świętokrzystki
Zarejestrowany: 2011-01-17
Posty: 1308

Re: Opowiadanka.

XI
„ Lokomotywa ” Juliana Tuwima w przekładzie trzyletniego Aleksandra na język dziecięcy
„Koleja”

Toi na tati koleja
Cieja omoma i pom ej pyja
Tust oia.
Toi i hapie
Toi i mucha
Zaj z oajec jej bucha bucha
Buch jat gołoło
Puf jak gołoło
Uf leje hapie
Uf leje ipie
A jej pełłać wejej wnia hipie
Wajony dońdeń pompalalali
Wije i tihe z jejaja i tali
I peńto ludzi w taim wanionie
A wjenym towy, w jenym tonie
A wjenym hedzą hame bibasy
Hieną i eną tuste pipasy.
Nane gis
Nane gis
Dała buch
Mym buch
Koła uch.


................................................................................................................
-Alkohol jest dla tchórzów, którzy nie umieją poradzić sobie z codziennością.
-Dolej mi !

Offline

 

#12 2011-01-25 19:35:46

 Włodi

Admin

status p3z3t@aqq.eu
25425249
Skąd: Ostrowiec Świętokrzystki
Zarejestrowany: 2011-01-17
Posty: 1308

Re: Opowiadanka.

XII




Drugi twardy - Bystry jesteś. Pewnie pracujesz dla tych cholernych glin. Będziemy musieli cię załatwić.
Trzeci twardy - Sam się załatwię. Gdzie tu jest toaleta?

Kolega - Tyle możliwości miał przed sobą! Dlaczego wybrał postać nieboszczyka?
Ona - Wydaje mi się, że upraszczasz. Przecież on nie jest postać, tylko poleżeć...

Policjant - Jakże to? Godzi się zaufania do władzy nie mieć?
Chłop - A bo ludzi bijesz za pieniądze!
Narrator - Zmarkotniał policjant i mu się wstyd zrobiło, że nie bije ludzi za darmo...

Teść (pojawia się w najmniej odpowiedniej chwili) - Zięciu! Dzień dobry, że tak pozwolę sobie skłamać.

Zeus (wkurzony, z osprzętem) - Kreonie, jam jest Zeus. Ale mnie wkurzyłeś! Trzymaj antenkę! Gdzie ja mam piorun...? Mam! (jebudu!)
Kreon (wystraszony) - O Jezu!
Zeus - JA CI DAM JEZU!!! JA CI DAM JEZU!!! (bije Kreona po pysku)

Odyseusz (wesoły głos z oddali) - Niech żyje nam rezerwa... (nagle się pojawia na scenie życia) - Jam Odyseusz mądry i mężny, co 10 lat do domu wraca. Musiałem kolegów z wojny odprowadzić!

Prometeusz - Na miły bóg! To znaczy na mnie, bo jestem miły! Nie drzyjcie pysków! Mam tu dla was ogień w pudełku. Macie! (podaje im zapałki)
Człowiek (zagląda do pudełka) - Tu są tylko patyczki, a gdzie ogień?
Prometeusz - Będzie! Dajcie to do ręki dziecku.

Baron - O, dzwoni właśnie inspektor do drzwi.
Inspektor - Przepraszam, ale na dworze strasznie zimno, stąd też pozwoliłem sobie zadzwonić zębami.
Lady - Ależ niech się pan czuje jak u siebie w domu.
Inspektor - Dziękuję. Gdzie są, k***a, moje kapcie?

Królewna - Wiem! Ja też jestem brzydka... prawie jak ty. TYM BARDZIEJ APELUJĘ WEŹMY ŚLUB! To nieludzkie mieszać w to jeszcze dwie niewinne osoby!

Król - Jeśli wykonasz zadanie nagroda cię za to nie minie. Dostaniesz pół królestwa i moją córkę za żonę.
Dratewka - Pół królestwa... ale bez córki!

Każdy król miał błazna, żeby się było z czego pośmiać po pracy. Błazny mieli dzwoneczki żeby król nawet po ciemku mógł trafić w pysk takiego, jak co powie politycznego. Oni króle mieli obowiązkowe zabytki w postaci koron i bereł. Nie było wtedy muzeów, to oni musieli te wszystkie korony i berła ze sobą nosić, żeby kto nie ukradł. Były to czasy kontrastów społecznych, jedni mieszkali w pałacach a inni na dworze, mówili na nich dworzanie. Potomkowie słynnych dworzan jeszcze dziś mieszkają na dworcach. A na zamkach mieszkali rycerze. Można ich było poznać po tym, że oni byli eleganckie dla kobiet. Zawsze ustępowali miejsca w tramwaju, bili się o nie, która ładniejsza - przez co kobiety nie musiały się fatygować na konkurs piękności. Jak się rycerz dał posiekać tzn. że jego dama paskudna. A jak rycerz wygrał to dama pozwoliła się pocałować w chusteczkę.

Straż - Co mu zrobić?!
Królewna - No wiesz! Mnie by przez usta nie przeszło, co masz mu skopać!!!

Jacuś - Jestem zły na siebie. Bardzo zły na siebie. Okropnie bardzo zły! Przez trzy dni nie zrobiłem żadnego świństwa. Żadnego! Nie liczę zastrzelenia kanarka, bo to w obronie własnej. Czy ja się czasem nie poprawiłem?... Bardzo się martwię o mnie. Każdy człowiek ma w środku świnie którą musi czasem wypuścić. Boję się, że moja świnia zdycha!!!

Hieronim - Pelargoniuuu. Zrób mi kanapkę.
Pelargonia - Jadłeś już dzisiaj!
Hieronim - Wyjeżdżam Pelargoniu. Kanapka mi będzie potrzebna do podróży. Ugotuj też jajko. Będę szpanował w przedziale.

Pelargonia (leniwie) - Hieronimieee! Dziś sobota. Dzień w którym kwitnie życie rodzinne. Odwiedzą nas chyba krewni.
Hieronim (leniwie) - Sobota fajny dzień. Może zabarykadujemy drzwi...?
Pelargonia - Byłoby to nieuprzejme z naszej strony. Kiedy ostatnio zabarykadowaliśmy drzwi, krewni zniszczyli sobie ubranie wchodząc po piorunochronie.
Hieronim - Masz rację. Po co mają chodzić po piorunochronie, i tak nie zanosi się na burzę. Czy mamy czym poczęstować krewnych?
Pelargonia - Niestety, wszystko świeże.

Jim - Oj, radzę ci nie drażnić mnie! Ani nie dokarmiać. Jestem Krwawy Jim Ogrodnik!
Helga - Dlaczego krwawy?
Jim - Bo kaleczę i zabijam.
Helga - Dlaczego Ogrodnik?
Jim - Bo kopię i grabię.

Rycerz - Na razie nie! ...Czy masz może jakieś zdjęcie z wyglądem przedpaskudowym?
Królewna - Mam, nawet kilka. (prezentuje zestaw fotek, wykonanych aparatem BOBIK)
Rycerz - Faktycznie ładniejsza.
Królewna - Nie, to nie ja. To smok! Ja tu jestem...

Narrator - Za siedmioma górami, za siedmioma... a co tak blisko?!? Za siedemdziesięcioma górami, za siedemdziesięcioma rzekami żył sobie drwal z rodziną. Miał drewnianą chatkę (sam zrobił), miał dwoje dzieci (sam zrobił), miał też drugą żonę (sam ją miał).

Ostatni Czerwony Kapturek niósł właśnie ostatniej babci ostatnią kolację. Tu należy dodać, że kto zjada ostatki ten jest piękny i gładki.

Czerwony Kapturek - Hej, dokąd idziesz w tej złotej czapce?
Książę - Idę pocałować brzydką ropuchę, żeby zamieniła się w śliczną królewnę.
Czerwony Kapturek - O, wielką moc mają twoje pocałunki!
Książę - W bajkach wszyscy tak potrafią.
Czerwony Kapturek - To poproś kogoś z bajki, żeby ciebie też pocałował!

Czerwony Kapturek - Pardąsik... czy my się znamy?
Wilk - Ależ oczywiście! Ja jestem twoją babcią.
Czerwony Kapturek - Bez jaj! Nie wyglądasz jak babcia... dlaczego masz takie duże zęby?... Dlaczego w ogóle masz zęby?!

Ochmistrz - Kiedyż on wróci?... Co dzień będę stawiał kreskę na murze, co miesiąc krzyżyk, a na Mieczysława pół litra... bo ja Mietek jestem.

Gepetto - To jest właśnie Pinokio.
Pinokio - Chciałem ci podziękować za to żeś mnie tak ślicznie wystrugał!
Gepetto - Hm... taboret mi lepiej wyszedł...

Smok Wawelski - Słuchajcie król, ja myślałem, że z wami można po dobroci. Ale widzę, że się nie da! Co wy król? W kulki ze mną gracie?! Stare baby podsyłacie?!
Król - Oj smoku, stare?! A ile ty masz lat?
Smok Wawelski - Jutro skończę czterysta...
Król - No widzisz! Ostatnia nawet połowy tego nie miała co ty!


................................................................................................................
-Alkohol jest dla tchórzów, którzy nie umieją poradzić sobie z codziennością.
-Dolej mi !

Offline

 

#13 2011-01-25 19:41:48

 Włodi

Admin

status p3z3t@aqq.eu
25425249
Skąd: Ostrowiec Świętokrzystki
Zarejestrowany: 2011-01-17
Posty: 1308

Re: Opowiadanka.

XIII




"Poradnik młodego pakera"


Najważniejszą rzeczą jest prezentacja. Im lepiej wypadniesz w oczach innych tym większe uznanie będziesz budził. A więc zaczynamy:
1. zanim gdziekolwiek wyjdziesz, powinieneś trochę poćwiczyć. Najlepiej 2 serie pompek i ze 3 na biceps. Dzięki temu mięśnie napuchną i znacznie powiększą swoją objętość.
2. drugą rzeczą jest koszulka. Im ciaśniejsza, tym lepiej. Kup więc nową koszulkę z krótkim rękawem (jakąś zwykłą) i wypierz ją ze 3 razy pod rząd. Powinna się nieco obkurczyć. Później możesz obciąć rękawy.
3. teraz klata. Najlepiej nabrać powietrza w płuca i przy oddychaniu całego nie wypuszczać. Na początku może to trochę sprawiać kłopot, ale jaki efekt... klata 2x większa!!!
4. noszenie toreb, plecaków, itp. - wszystkie te rzeczy nosimy w jednej ręce. Ręce rozstawiamy szeroko dla podkreślenia efektu.
5. wzrok - to podstawa - przechodząc obok panienki nawet nie śmiej spojrzeć na nią. Chłodnym wzrokiem patrz w dal i nawet nie mrugnij. Dla polepszenia efektu powinieneś być nieogolony - taki twardziel. Jeśli jednak chcesz patrzeć na panienki załóż ciemne okulary (styl Rambo) i włóż zapałkę lub wykałaczkę do buzi.
6. wykonywanie czynności - obojętnie co będziesz robił (podnoszenie czegoś, podpieranie się, itp) napinaj mięśnie. Im więcej będziesz to robił tym szybciej wejdzie ci to do krwi. Później zapomnisz o tym i będziesz robił to odruchowo.


Polepszacze:



1. solarium - to mówi samo za siebie - lepszy paker opalony niż blady jak du.. ściana.
2. przed planowanym wyjściem na plażę nie pij wody (najlepiej dzień wcześniej). Skóra się obkurczy i uwypukli mięśnie.
3. Naucz się słów: "glutamina", "testosteron", "androstadion", "metanabol", "koks", "jusukira", "odżywka", itp. oraz koniecznie "witamina C". Tego ostatniego używaj jak najczęściej.
4. Powiedz wszystkim swoim znajomym, że dostaną w pipkę, ale nigdy nie doprowadzaj do konfrontacji. Noś opuszczone barki - to "poszerza" i "podnosi" klatkę. Jeśli wychodzisz na plażę, od razu wskocz do zimnej wody. Skóra się napręży i lepiej widać mięśnie.
5. Jak mówisz, ile wyciskasz, popodnosisz, itp. zawsze dodawaj z 10-15% do rzeczywistych wartości. Zanim ktoś to sprawdzi, to będziesz silniejszy, a nawet jeśli nie, to wytłumaczysz się, że masz akurat zły dzień albo nie wziąłeś witaminki C.


................................................................................................................
-Alkohol jest dla tchórzów, którzy nie umieją poradzić sobie z codziennością.
-Dolej mi !

Offline

 

#14 2011-01-25 19:43:15

 Włodi

Admin

status p3z3t@aqq.eu
25425249
Skąd: Ostrowiec Świętokrzystki
Zarejestrowany: 2011-01-17
Posty: 1308

Re: Opowiadanka.

XIV



Pan ratownik siedział na wieżyczce i spoglądał na kąpiących.
- Ładny stamtąd widok? - zapytała Lady Tina.
- Paskudnie monotonny - padła znudzona odpowiedź - Rzadko kto się topi a człowiek musi siedzieć.
- No tak - ludzie zrobili się dziwnie ostrożni - rzekł Gothar.
- Wszystko przez te prelekcje i akcje uświadamiające.
Pan ratownik przewrócił się na drugi bok.
- A jak się nawet zdarzy topienie to ledwie zdążę zejść z wieżyczki, już go dwudziestu innych ratuje.
- Jest przecież motorówka - zauważył Cloud Strife.
Ratownik spochmurniał.
- Motorówka jest ale benzyny nie ma. Miesięczny limit wyczerpałem w ciągu tygodnia.
- Hmmm sądzę że będzie miał pan ciut rozrywki - rzekł Zea i wskazał w stronę wymachującej rękoma Ark.
Ratownik dźwignął się na nogi. Wyprzedziło go jednak kilku panów i już po chwili holowali Ark do brzegu.
- I jak w takich warunkach pracować?! Jeszcze nie miałem okazji zanurzyć kostek w wodzie!
Opadł z powrotem na deski wieżyczki i zakończył spokojniej:
- Wychodzi na to, że nigdy nie nauczę się pływać.


................................................................................................................
-Alkohol jest dla tchórzów, którzy nie umieją poradzić sobie z codziennością.
-Dolej mi !

Offline

 

#15 2011-01-26 17:15:20

 Włodi

Admin

status p3z3t@aqq.eu
25425249
Skąd: Ostrowiec Świętokrzystki
Zarejestrowany: 2011-01-17
Posty: 1308

Re: Opowiadanka.

XV

Nafta


Następnego dnia, po evencie z plażą, Gothar dostał kolki. Chodził po Nithal i kwękał. Po południu natknął się na złą Lucyllkę.
- Tylko nie to - powiedział na jej widok - nie chcę słyszeć o żadnej medycynie ludowej.
zła Lucyllka wzięła się pod boczki:
- Znam lepszy sposób - oznajmiła - nafta.
Gothar pokręcił głową.
- Nie pomoże, wypróbowałem już wszystkie sposoby. Nacierałem się nawet terpentyną..
- To nie jest nafta do nacierania tylko do picia.
- W jakim celu?
- W celu terapeutycznym. To wprost cudowne lekarstwo. Pomaga nawet na raka i żylaki. Trzeba ją tylko pić po jednej łyżeczce dziennie, najlepiej na czczo.
- Ehh wypije nawet truciznę, żeby mi tylko pomogła - wycedził Gothar przez zaciśnięte ząbki.
Pani złej nadzwyczajnie poprawił się humor. Zaraz też przyniosła flakonik nafty i zmusiła "pacjenta" do wypicia pierwszej dawki.
- A co do dalszych dawek to przypilnuje cię Zea - rzekła i odeszła z dziwnym uśmieszkiem.
Potem przez dwa dni prawie nie oglądałem Gothara. Przeważnie siedział zamknięty w łazience. Przez drzwi poprosił mnie bym poszedł do apteki kupić węgiel na przeczyszczenie.
- A przy okazji kup pół litra nafty.
- Po co? Przecież nawet tej od Lucyllki nie zażywasz?
Ale Gothar nic nie odpowiedział.
Dziś już czuje się znakomicie. Zapieczętowana butelka stoi sobie w skrytce.
Czekamy aż zachoruje Lucyllka.


................................................................................................................
-Alkohol jest dla tchórzów, którzy nie umieją poradzić sobie z codziennością.
-Dolej mi !

Offline

 

#16 2011-01-26 17:15:42

 Włodi

Admin

status p3z3t@aqq.eu
25425249
Skąd: Ostrowiec Świętokrzystki
Zarejestrowany: 2011-01-17
Posty: 1308

Re: Opowiadanka.

XVI


Pewnego dnia, gdy leniwe promienie słońca wpełzły pod powieki kunsztownie wystruganego Sośnianego Enta, zdarzyło się coś co na zawsze pozbawiło go możliwości niesłania łóżka...
Był to okrzyk: „Jejka! Ratunku!”
Ale nie taki zwykły, jakich ent wysłuchiwał na posiedzeniach Rady Drzewców, lecz kobiecy.
Jakiś czas temu bowiem przybył z nowo powstałego miasta Redoran dziwny młodzieniec z siwą brodą – mówił, iż jest Król – no ale jak wiadomo króle miewają raczej długie uszy niż siwe brody, więc jego urokowi i opowieściom uległ tylko żeński elektorat – i wyemigrował tenże ku lepszemu życiu, co w połączeniu z ogólnie znanym romantycznym nastrojem encich niewiast i niezgodą na przelotne romanse ze strony "Klubu Żon Redorańskich", dbałych o spokój i prawość w mieście, skończyło się stałą obecnością tych pierwszych jako stoły, krzesła i gustowne półeczki na gliniane kubeczki...
Ale wróćmy do głównego wątku – głos ten miękko wpłynął w lewe ucho enta, łagodnie odbił się na bębenku, uroczo zadął na trąbce Eustachiusza i rytmicznie stukać począł na kowadełku. Ent wstał uroczo i leniwie wybiegł z pałacyku:
- Jakby co powiem że jogging – i ruszył ku emocjom uchodzącym subtelnie z niewiasty jak powietrze z balonika.
I wtedy w jego umysł, poprzez oczy, trafiło jej odbicie – tak różne od tego co widywał do tej pory i uważał za ideał – miała tylko dwie gałązki pokryte pierścionkami, włosy w kolorze pszenicy, oczy o kolorze wody co to notorycznie pieści jego korzenie (gdy chadza na ryby), delikatne ramiona z wyraźnie zarysowanymi mięśniami (szydełkowym, odcerowaniaskarpetowym i czyszczącogarnkowym – jak go uczył po reformie oświaty w Puszczy niejaki gnom Romanus Wysoki), uroczy nosek, smukłe jak brzózki uda – sam nie wiedział co wzrokiem pożerać (wszak bez śniadania wybiegł) i mimo wczesnej pory odczuł gorąc niesamowity, który pełzał od końca gałązek i korzeni by w 1/4 trafić na jego policzki a w 3/4 w serduszko..
Otaczało ją „Siedmió Zbójów”, którzy dla podkreślenia swej bezwzględności pisali się z błędem ortograficznym.
- Ty patrz! Materiał na stolik na 12 osób! – wrzasnął jeden.
- Czemu dla 12tu – spytał uprzjmie drugi.
- Wiesz ,moja teściowa..
- Przepraszam iż przeszkadzam, ale o co tu chodzi? – spytał uprzejmie ent.
- Panowie mają ochotę na mój dobytek – a ja nie oddam! - rzekła panna.
- Skoro Dama mówi, iż nie odda po cóż nalegacie?
- Nie Twój interes, Panie przyszła deska! – rzekł trzeci i ruszył do ataku.
[Tu spuścimy zasłonkę – wszak to historia miłosna a nie opis bitwy czy posiedzenia Rady Drzewców – które zwykło się kończyć równie soczyście i żywicznie]
Po chwili milczenia urocza niewiasta rzekła:
- Dziękuję! – i rzuciła mu się na pień obdarzając pocałunkiem.
- Nieee... – ale nie zdążył i stała się rzecz ciekawa – pod wpływem czystej miłości buchnął dymek i ent zmienił się w uroczego elfa.
- Ohhh!
- No tak.. bo to stara klątwa była... tyś Pani ją zdjęła – jestem więc Tobie pisany...
- Hmm a całyś się zmienił? TAM też? – a po sprawdzeniu rzekła jeszcze:
- Dobra to chodź – przedstawię Cię rodzicom.
- I tyle? A romantyzm? A... a cokolwiek?
- Po ślubie, skoro mi się oświadczyłeś i znamy się już kwadrans to nie ma co piętrzyć trudności, a poza tym węgiel przywieźli na zimę i trza go do piwnicy zrzucić – rzekła i poszli.


................................................................................................................
-Alkohol jest dla tchórzów, którzy nie umieją poradzić sobie z codziennością.
-Dolej mi !

Offline

 

#17 2011-01-26 17:16:05

 Włodi

Admin

status p3z3t@aqq.eu
25425249
Skąd: Ostrowiec Świętokrzystki
Zarejestrowany: 2011-01-17
Posty: 1308

Re: Opowiadanka.

XVII



Na uczelniach są różni ludzie
Nawet kowale
Ci to przynajmniej problemów z kuciem nie mają
+++
W cyrku jest wesoło
I lwica się uśmiecha
Zwłaszcza jak batem dostanie
+++
Nad jeziorem jest cisza i spokój
I radio fajną muzyczkę nadaje
Nie słychać nawet walających się w krzakach metalowych puszek
+++
Azor był grzecznym pieskiem
Bardzo lubił inne zwierzątka
A kotki to nawet w pysku martwe nosił
+++
Basen to fajne miejsce
Popływać można
I nawet na siku nie trzeba z wody wychodzić
+++
W kuchni mojej mamy
Jest bardzo wesoło
A najbardziej jak ktoś się nożem do mięsa zatnie
+++
Tata mówi, że lustro wszystko odbija
Akurat się nie udało
Mój kamień się nie odbił
+++
Mój wujek rzucił palenie
I w domu jest bardzo zimno
Ponieważ zaczął od kotłowni w piwnicy
+++
Ja im jeszcze pokażę!
Jeszcze mnie popamiętają!
Ale najpierw przypakuję na siłowni
+++
Jabłko to bardzo smaczny owoc
No chyba że pogryzie się pestki
Wtedy jest ohydne
+++
W lesie jest ciekawie
Zwierzątko można ujrzeć
I w kupkę wejść jego
+++
Jeż Henryk wiódł spokojne życie
Ale do czasu
Gdy ludzie zaczęli mu szpilki wtykać
+++
Złapał facet wróbelka
Ale wróbelek nie taki
Zjadł mu w nocy robaczka
+++
Wszystkie dzieci jadą do kina
Tylko nie Małgosia
Bo nie ma pieniążków
+++
Przedstawienie w teatrze było fajne
Ale dzieciom najbardziej podobał się pożar
I spalona pani od fizyki
+++
Śmierć lubi chorych ludzi
I zawsze żartuje
Jeszcze tu wpadnę - i grozi paluszkiem
+++
Ptak jest szczęśliwy
Bo lata wysoko
Ale Mateuszek dobrze strzela z procy
+++
W autobusie jest dużo miejsca
I każdy może jechać
O ile ma bilet i go kierowca wpuści


................................................................................................................
-Alkohol jest dla tchórzów, którzy nie umieją poradzić sobie z codziennością.
-Dolej mi !

Offline

 

#18 2011-01-26 17:16:17

 Włodi

Admin

status p3z3t@aqq.eu
25425249
Skąd: Ostrowiec Świętokrzystki
Zarejestrowany: 2011-01-17
Posty: 1308

Re: Opowiadanka.

XVIII



-A, że to, moja pani, nie karocami?
-Ale.. skądże znowuż, karoca dobra jak kto zabradziażony do domu z karczmy wraca. Starożytna moda każe do krztu derożką.
-A nie wi panusia, jak tam z korytem?
-Jest tego do cholery i troche. Samych śledzi pietnastu wczoraj w wodzie moczyli. Schab na własne oczy widziałam - ma być także galareta z nogów i komput.
-No, to i pod względem ochlaju będzie przyzwoicie..
-Oj bez mordoubicia się nie obejdzie-długo będzie się o tych krzcinach mówiło.
Słowa ich okazały sie prorocze - mówiono o tych krzcinach jeszcze wczoraj na posiedzeniu sądu.
Ale po koleji. Najpierw głos zabrał ojciec krzestny - MG Xentis:
-Kochane kumowie, świadki i proszę grandy, co chociaż nie zaproszona, nagła krew ją wi, jak się tu na waleta dostała. Do stołu się nie pchać - każden swoja dolę wypije a także samo zakąsi. Przede wszystkiem trza pamiętać o tym tu nowem pacholęciu któren rodzine królewską powiększył a w obecnym czasie drze się jak powietrze - widocznie mokrość naturalnego zapotrzebowania odczuwa - jednym słowem przewinąć szczeniaka bo mokrość odczuwa.
Kiedy księżniczka Cahir przewinęła syna, Xentis począł dalej nawijać:
-Jako fachowy ciżemkarz mam życzenie, żeby mój krześniak w tem samem kierunku wykształcenie odbierał i ciżemkarzem się ostał.
-A ja nie chcę - oświadczył niespodziewanie sam Thinker.
-A dlaczego?
-A dlatego, że wszystkie ciżemkarze bez portek teraz chodzą. Łatki i łachadojdy, taka wasza tam i nazad, są! A to, że chcesz mnie wnuka zgubić, bije cię w szczękię!
I niepomny na prawa goscinności, wyrżnął MG w ucho.
Alchemik opatrzył w sumie pół królestwa.
Tyluż podsądnych miała sprawa sadowa - w miarę położonych zasług otrzymali wyroki od 100 złota grzywny do siedmiu dni lochów.


................................................................................................................
-Alkohol jest dla tchórzów, którzy nie umieją poradzić sobie z codziennością.
-Dolej mi !

Offline

 

#19 2011-01-26 17:16:33

 Włodi

Admin

status p3z3t@aqq.eu
25425249
Skąd: Ostrowiec Świętokrzystki
Zarejestrowany: 2011-01-17
Posty: 1308

Re: Opowiadanka.

XIX



Józef K. był na codzień szeregowym pracownikiem trzeciorzędnego ministerstwa. Praca jego nie polegała na niczym szczególnym. Jak co dzień również dziś dokonał wpisu w swym pamiętnku, który prowadził już 38 lat.
„Drogi pamiętniczku..” – Tak, drogi – pomyślał – złoty pięćdziesiąt.. „dziś jest środa 21 czerwca 2005, dzień jak co dzień...” – ale... skoro środa to chyba dzień jak co tydzień? A poza tym czerwiec wiec dzień raczej niepowtarzalny bo 21 no i środa a w dodatku rok 2005 – „Drogi pamiętniczku! Dziś jest środa 21 czerwca 2005 dzień wyjątkowy i niepowtarzalny – w pracy nie spotkało mnie nic ciekawego” zakończył wpis i włączył komputer. Kliknął plik „ulubione” i wybrał www.redoran.net – jego postać nieznacznie się skurczyła, choć i tak nie był wysoki, zarost na jego twarzy znacznie się wydłużył i po chwili nie był już Józefem K. lecz krasnoludzkim wojownikiem Veatorianem!

W kopalni ponaglił robotników do wydobycia węgla, odwiedził swego chowańca – smoka o czarnym obliczu – Buhako. Następnie chciał skorzystać z fontanny szczęścia, gdy..
- Józeeeek! Idziesz na browar? – krzyczał za oknem jego kumpel Witek.
- Nie, nie mogę. Mamy dużo pracy w ministerstwie, przed wyborami trzeba wszystko przygotować – odpowiedział.
.. fajnie – energii przyrosło 20 – ucieszył się Józef K. – będę mógł kupić lepszy ekwipunek i stanąć w szranki z potworami..
- Cześć synuś, jak tam w pracy? – usłyszał głos swej kochanej mamusi – byliśmy dziś grzeczni w pracy dla kolegów i koleżanek?
- Tak mamo – odpowiedział ścierając na miazgę Wiedźmę i uśmiechając się przy tym nieco – mam dużo pracy..
- Dobrze to my idziemy i nie będziemy wam przeszkadzać – odpowiedziała mamusia jak zwykle w liczbie mnogiej.
..a może by teraz kogoś zaatakować? Dobra może ta – entka barbarzyńca, ławnik i w dodatku panna – hehe ale jej łomot spuszczę.. co??? przegrałem??? taaa.. muszę w szkole podpakować...dobra teraz jej pokażę! Hehe i co maleńka powiesz? Jak się czujesz z mieczem w brzusiu? O a co to? „zostałeś wtrącony do lochu za wielokrotne ataki w ciągu jednego resetu na jednego gracza” – co? mnie? Wy nie wiecie kim ja jestem! Haha mam tu małego wirusa, ale będziecie mieli miny! I już! Dobra mama wyszła to się piwa napiję...
Nagle otworzyło się okno i wszystkie światła w mieszkaniu zgasły. Na tle nieba stał barczysty wojownik z potężnym mieczem splamionym krwią.
- Tyś Veatorian?
- Ja? A pan w jakiej sprawie?
- Podły i mały krasnoludzie! Ośmieliłeś się wpuścić w bramy miasta morowe powietrze! Ból i cierpienie mych poddanych zmusiło mnie do wyprawy w te paskudne okolice! Przybyłem cię ukarać! Twa czaszka posłuży mi za kufel w karczmie!
- Haha! Fajnie się przebrałeś Witek – skąd masz ten miecz?
- Nie drwij z władcy Redorii! Interesuje cię mój miecz? To obejrzyj go z bliska!
Powietrze przeciął świst miecza i na piękny, importowany dywan spadła głowa krasnoluda brocząc go obficie krwią. Po chwili w mieszkaniu nie było nikogo – nie licząc dziwnie ubranej małej postaci.
- Syneczku wróciliśmy! A co to?
Nagle w drzwiach pojawił się mag Vlevial i machnął niedbale różdżką z mahoniu.
- No jak zwykle! Nabałagani i trza po nim sprzątać, a ustaliliśmy że wizyty w tym świecie muszą odbywać się zawsze w obecności magów! Taaa.. ale króla to nie dotyczy! No dobra maleńka, coś trza z tobą zrobić – podrapał się za uchem – po czym standardowo wyczyścił jej pamięć – to chyba wystarczy, aha mamy wakat w królestwie od dziś będziesz krasnoludem – po czym zabrał ją i wyszli w szarą nocy otchłań..


................................................................................................................
-Alkohol jest dla tchórzów, którzy nie umieją poradzić sobie z codziennością.
-Dolej mi !

Offline

 

#20 2011-01-26 17:16:58

 Włodi

Admin

status p3z3t@aqq.eu
25425249
Skąd: Ostrowiec Świętokrzystki
Zarejestrowany: 2011-01-17
Posty: 1308

Re: Opowiadanka.

XX



Pewnego dnia na zebraniu bóstw władających wszechświatem podjęto decyzję o podzieleniu Ziemi na królestwa i obsadzeniu ich „swoimi” ludźmi.
Przed najwyższym z najwyższych ustawiono pozłacaną czarę i po kolei losowano kto gdzie trafi.
Karserth, Anariel, Heluvald i Iluminati dostali przydział do królestwa RedoraN.
- Królestwo jest młode, włada nim król Arioc Nord. Wyślemy was za pomocą czaru teleportującego i weźmiecie w opiekę mieszkańców.
Nastąpił błysk, a gdy rozwiał się obłok szarosrebrnej pary byli już na ziemi, ale..
- Gdzie my jesteśmy? Na mój młot – coś nie tak poszło chyba.. – rzekł Heluvald i się rozejrzał.
Stali nieopodal drogi, po której ciągnęły niewidziane przez nich dotąd istoty: enty, barlogi, mikruśne niziołki, urocze elfki..
- Tu jest tabliczka – wskazała Iluminati – „RedoraN 200 000 łokci królewskich”
- Ehhh.. trza iść.
- A co to? – zdumiał się Karserth – tam?
I ich zdumionym oczom ukazała się scena z piekła rodem:
Przejeżdżający z ogromną szybkością wóz drabiniasty zatrzymał się nagle – na ten widok przez tłum zmierzających do królestwa przebiegła iskra. Z głuchym jękiem pochwycili oni swoje bagaże i ruszyli pędem z rozdętymi nozdrzami [o ile takowe posiadali] i szaleńczym błyskiem w nieprzytomnych oczach, tratując po drodze małe niziołki.
Po chwili nieszczęsna wataha dobiega do wozu, który jest tak skonstruowany, że dostanie się do środka bez zastosowania drabin oblężniczych, bosaków i lin wydaje się szczytem niemożliwości.
Ale tak to wygląda tylko na pozór. W ciągu obrotu maleńkiej klepsydry garść wypróbowanych w bojach o miejsce jest już na szczycie. Kowale wciągają za sobą kowadła i zestawy młotów, rzemieślnicy tuziny zbrój na każdą okazję, maszyny do szycia stali, fotele, wyżymaczki do blachy falistej; alchemicy całe kopy maleńkich flaszeczek, worki pełne ziół..
Wszystko to dzieje się przy akompaniamencie rozdzierających serce krzyków i lamentów:
- Asma pomóż mnie, bo nie wlizę..
- Po kole właź, po kole!
- Trzy razy już się omskłam.
- Czekaj, dawaj nogie..
Tu obywatel nazywany Asmą przyklęka dwornie przed swoją damą, dźwigającą na plecach pokaźnych rozmiarów piecyk i wiązankę rur oraz kolanek. Stawia sobie jej nóżkę na ramieniu i nagłym wyrzutem rozprężonego ciała wysyła cały transport w górę.
Z okrzykiem: „O choinka, zabił mnie”, jego dama znika we wnętrzu wozu.
- Dobra gazem panowie i panie bóstwa bo odjedzie! – i pędem nasi bohaterowie pakują się na wóz.
Wyprawa jest prawie gotowa. Przybywa jeszcze tylko Jaga Turel ze szczotką na kiju oraz Xarr, który pragnie zabrać ze sobą masywne, dwuskrzydłowe, artystycznie rzeźbione w dębie, suto okute brązem drzwi łącznie z futryną.
Szczotkę jakoś umieszczono, ale drzwi wywołały burzę protestów wśród stłoczonych wędrowców.
- Panie, gdzie się pan pchasz z tą bramą, jak pragnę zdrowia?
- Skądżeś pan te drzwi wyrwał, ze świątyni, czy jak?
- A pańskiej babci zamazany interes. Ja się pytam, czyj ten materac, co go pan wieziesz? Siedź pan jak panu dobrze. Wygodniak, futrynka mu przeszkadza..
Przy pomocy dziesięciu ochotników „futrynka” zostaje wreszcie ulokowana.
Wóz rusza. Na razie wszystko jest dobrze. Bogowie wypytują czego oczekują mieszkańcy i nagle czują, że grunt gwałtownie poczyna usuwać im się spod nóg. Jeszcze chwila i zbite kłębowisko istot wszelakich, mebli, waliz, tłumoków przechyla się w przód, by za moment runąć jak lawina do tyłu.
Nie wytrzymały tego rzeźbione wrota na końcu wozu. Rozwarły się szeroko by przepuścić szturmującą publiczność. Naprzód wyskoczyła przez nie Jaga Turel za szczotką na kiju, za nią jakiś młodzian ze smokiem i jeszcze około piętnastu osób obojga płci.
Zaczęła się wspinaczka nazad, co nie zawsze spotykało się z aprobatą:
- Panie, jak mnie pan jeszcze raz złapiesz za nos, wyjdę z fasonu i będzie krewa. Nie lubię tego – nerwowy jestem, rozumiesz pan?
Skarcony szuka ostoi w sąsiadce z lewej strony, ale ta próba kończy się dlań tragicznie:
- Nie szczyp się pan..
- Alisana, kto cię uszczypał? – pyta z daleka mąż właścicielki zwany Matelanem.
- Ten ów, co za mną stoi.
- Jak się pan prowadzisz, dlaczego mnie pan żonę szczypiesz?
- Co proszę? Ja tę panią szczypię? W jakim celu?
- Nie udawaj pan taboreta, nie wiesz pan, w jakim celu mężczyzna szczypie uroczą kobietę?
- Daj pan spokój – urocza to ona jest dla pana, bo pan nie masz innego wyjścia.
- A dla pana jaka jestem? – zaperzyła się niewiasta.
- A dla mnie jesteś pani wydra na kołnierz od palta.
- Mat w ucho go!
- Nie mogę, za daleko stoje! Ale służę ci rurą, kochanie ty moje.
Alisana z wprawą ujęła ją za kolanko i grzmotnęła swego przeciwnika – Cal’a – w kapelusz. Z rury buchnął potężny słup sadzy – czarna chmura spowiła świat. Kiedy opadła, okazało się, że wszyscy pasażerowie wyglądają jak silny oddział kominiarzy. Obywatele spojrzeli po sobie i już mieli zamiar się rzucić na Matelana, gdy woźnica krzyknął:
- RedoraN, wysiadać!
Momentalnie wóz opustoszał – została tam tylko czwórka naszych bohaterów. Pokryci sadzą, w ciężkim szoku zwlekli się z wozu.
- No pięknie – chyba nasza pomoc ograniczy się tylko do sporadycznego wysłuchiwania modlitw.
- Racja – już oni potrafią o siebie zadbać..


................................................................................................................
-Alkohol jest dla tchórzów, którzy nie umieją poradzić sobie z codziennością.
-Dolej mi !

Offline

 

#21 2011-01-26 17:17:27

 Włodi

Admin

status p3z3t@aqq.eu
25425249
Skąd: Ostrowiec Świętokrzystki
Zarejestrowany: 2011-01-17
Posty: 1308

Re: Opowiadanka.

XXI



Dziwne czasy nastały w Margorii, miast budować domy od podstaw nowo przybyli mieszkańcy próbują się częstokroć dostać na tak zwanego waleta, czyli na koszt posiadacza domu zamieszkiwać.
Znakiem tego i posiadacze domów wyszukują jelenia czy innego karpia by za 500 złota tygodniowo zachwalić mu najnędzniejszą ruderę jako pałac i kabzę napełnić. Jeśli więc podejdzie kiedyś do Was oferent lokalowy pamiętajcie historię niejakiego Zey, Wilczym Sercem zwanego, i jego uroczej małżonki Teri, którym to wraz z przenosinami do stolicy nowy dom się zamarzył, ale nie mieli betonu na budowę.

Owego dnia, tuż po przekroczeniu bram Ithan zaczepił ich poważny pan o sumiastym wąsie i niedużych, ale bystrych i jasnych jak niezabudki oczach – niejaki Cal Arar Arden.
- Państwo względem kwaterunku?
- Ano.. tak, szukamy pokoju z kuchnią, werandą od południa, z dużą przestronną szafą na minimum 3oo itemów, najlepiej w suchym iglastym lesie. Nie chodzi nam o komfort, ale musi być ono widne i nade wszystko czysto utrzymane.
- No i właśnie takie mam! Wszystko się zgadza!
- A daleko?
- Nie, zaledwie rzut miedzianym sztyletem.. zaraz za tym lasem..
Okazuje się, że do lasu jest klepsydra drogi, przez las najwyżej pół, a potem jeszcze kawałek przez pola. Ale pogoda jest ładna, toteż przyjezdni bez szemrania maszerują za gospodarzem.
- Czy to już tu?
- Ano, tu.
- Jak to, ta buda bez dachu i szyb, z połamana werandą?
- Tylko nie buda, proszę szanownych państwa, tylko nie buda. Wilia jest galanta, ino się przez zimę ździebełko obsunęła, ale wszystko będzie na glans odnowione, gonta się położy, szyby wprawi i będzie cudnie.
- No, dobrze, a gdzie tu las?
- No, przeca przechodziliśmy przez niego.
- Ale to bardzo daleko.
- Jakie tam daleko. Spacerkiem se państwo przejdą, a pan to pewnie ma rumaka, to se, kiedy będzie chciał, w te i nazad szybcikiem pojadzie.
- No tak, ale mówiliście, że dom stoi w lesie..
- Na podwórku to ja lasu mieć nie mogie. Zresztą względem wojennego bezpieczeństwa w lesie mieszkać nieporęcznie, nieprzyjaciel zawsze pali lasy, a poza tym..
- Mniejsza z tym, a jak tam wygląda w środku?
- W środku jeszcze ładniej, ino trza będzie wysprzątać po świni.
- Jak to, to tu chlew jest?
- To nie chliw, tylko stołowy pokój, tylko przez zimę tu maciorę trzymamy, dla ciepła, bo się oprosiła. Ale zanim się państwo wprowadzi, świniaki podrosną i zabiere całą rodzinę do chliwa, podłogie się wodą chluśnie i będzie czysto.
- A czy tu nie ma robactwa? – spytała z malutkim niepokojem Teri.
- Tu robactwo? Skąd? Świnia wszystko zjadła, ani jednej pluskwie nie przepuściła, stworzenie jest staranne – wiadomo, karmiąca matka. Byli co prawda mrówki, ale ich znowuż myszy pozjadali.
- Jak to, tu są myszy?? Dość tego, Zeuś idziemy.
- Nie ma się pani szanowna czego tak myszami przebrzydzać, skoro nawet sama królowa angielska ma ich w swojem pałacu.
- A skąd wy o tym wiecie?
- Heroldka Lady Tina wczoraj wypiła w karczmie ciut i opowiadała, że król butów ranem nie włoży, zaniem do środka nie zajrzy, bo się boi, czy mu mysza przez noc w kamaszach się nie okociła.. Teraz podobnież mają pułapek nastawiać bo jakiś Księgowy ma przyjechać z małżonką i wstyd byłoby, gdyby królowa razem z ta damą po stołach skikały..
- Zea idziemy, ja tu nawet pięciu minut nie chcę mieszkać!
- Jak się pani nie podoba, na siłe wynajmować nie będę, ale bywszy na pana miejscu, nie słuchałbym głupiego gadania, tylko już bym zadatek płacił. Takie babe pyskate to trza krótko..
Nastąpił błysk i z uroczo pięknej pani wyskoczyła bestia nie mniej piękna. Po chwili po sprzedawcy zostali się jeno skórzane kamasze.
- Kochanie, mogłaś mi zostawić choć kawałeczek..
- Jeszcze się najesz, król Nas oczekuje – może dla Księgowego ma ładniejsze lokum niż to tutaj.

I poszli do królewskiego pałacu, Zea dostał pracę jako Księgowy i w Margonem ciut ukrócono nielegalny obrót nieruchomościami.
Co prawda czasem znikają nagle mieszkańcy z całym dobytkiem, ale podobnież Zea inwestuje ich dobra w świątynną piwniczkę – miewa nawet trunki „Królewskie” – więc nie będziemy o tym pamiętać, że się nie podzieli, i że suszy, i że to nieładnie..


................................................................................................................
-Alkohol jest dla tchórzów, którzy nie umieją poradzić sobie z codziennością.
-Dolej mi !

Offline

 

#22 2011-01-26 17:19:09

 Włodi

Admin

status p3z3t@aqq.eu
25425249
Skąd: Ostrowiec Świętokrzystki
Zarejestrowany: 2011-01-17
Posty: 1308

Re: Opowiadanka.

Hrabia wysłał lokaja po butelkę koniaku, lecz nie dał mu na nią pieniędzy, mówiąc:
- Za pieniądze każdy dureń potrafi kupić koniak.
Po godzinie lokaj wraca z pustą butelką.
- A gdzie koniak?
- Panie hrabio, z pełnej butelki każdy dureń potrafi pić.

Facet, który twierdzi, że nie opuścił żadnego westernu w kinie, mówi do kolegi:
- Uwielbiam to: bang, bang, bang, klap, klap, klap, hii, hii, hii, krr, krr, krr...
- Rozumiem, że "bang, bang, bang" to strzelanina, rozumiem, że "klap, klap, klap" to galop, rozumiem, że "hii, hii, hii" to koń - mówi kolega - ale co oznacza to "krr, krr, krr"?
- Krr? - odpowiada miłośnik westernów - to ktoś w kinie siedzący obok mnie, kto bez przerwy gryzie prażoną kukurydzę.

Mała stonoga telefonuje do cioci i mówi, że kuleje na nogę.
- Na którą? - dopytuje się ciocia.
- Nie wiem dokładnie, umiem na razie liczyć tylko do dziesięciu.

Mąż i żona, namiętni gracze w pokera, z czasem zaczęli również w życiu intymnym używać zwrotów karcianych. Każdej nocy z ich sypialni dobiegały głosy typu:
- Otwieram! - głos żony.
- Sprawdzam - głos męża.
Innym razem:
- Wchodzę w ciemno! - mąż.
- Podbijam! - żona.
- Dokładam! - mąż
- Pas! -żona
Trwało tak przez długie lata. Pewnej nocy coś się zaczęło psuć - na hasło żony:
- Otwieram!
Padła odpowiedź męża:
- Pas!
Zaskoczona kobieta zadarła kołdrę, patrzy i mówi:
- Jak możesz pasować, mając w ręku tak mocny układ?
- Dosyć! - mówi mąż. - Nie gram więcej, widziałaś moje karty!

W celi rozmawiają dwaj więźniowie skazani na dożywocie:
- Czy jesteś żonaty?
- Oszalałeś!? Małżeństwo to koniec z wolnością!


................................................................................................................
-Alkohol jest dla tchórzów, którzy nie umieją poradzić sobie z codziennością.
-Dolej mi !

Offline

 

#23 2011-01-26 17:20:39

 Włodi

Admin

status p3z3t@aqq.eu
25425249
Skąd: Ostrowiec Świętokrzystki
Zarejestrowany: 2011-01-17
Posty: 1308

Re: Opowiadanka.

Dzwonienie telefonu.
- Halo, przepraszam, czy to numer: trzy, cztery, siedem, dziewięć, dwa, osiem, pięć?
- Nie, tak, tak nie, tak, nie, tak.

W jednym z miast Polski postanowiono postawić pomnik Szopena. W czasie uroczystego odsłonięcia rzeźby oczom obecnych ukazał się siedzący w fotelu Lech Kaczyński.
- Miał być pomnik Szopena! - dziwi się jeden z obecnych.
- Wszystko w porządku. Przeczytajcie napis na cokole: "Prezydent Kaczyński słucha muzyki Szopena".

Rozmawia dwóch dresiarzy:
- Co robisz na Sylwestra?
- Jeszcze nie wiem, ale chyba klatkę i bicepsa.

Ksiądz chodzący po kolędzie puka do drzwi. Otwiera mu mała dziewczynka i mówi:
- Rodziców nie ma w domu.
- Nie szkodzi, wejdę tylko pomodlić się i zaraz pójdę.
- Niech ksiądz wejdzie.
Po wspólnej modlitwie ksiądz pyta:
- A gdzie poszli twoi rodzice?
- Do znajomych.
Ksiądz:
- Jeśli następnym razem rodzice będą szli do znajomych, powiedz im żeby zabrali swoje nogi spod łóżka.

Pytanie z ostatniej ankiety opublikowanej przez ONZ brzmiało: "Proszę szczerze odpowiedzieć na pytanie, jak pani/pana - zdaniem, należy rozwiązać problem niedostatku żywności w wielu krajach na świecie?". Ankieta okazała się totalną porażką, ponieważ:

1. W Afryce - nikt nie wiedział, co to jest żywność.
2. We Francji nikt nie wiedział, co to jest szczerze.
3. W Europie - Zachodniej nikt nie wiedział, co to jest niedostatek.
4. W Chinach nikt nie wiedział, co to jest własne zdanie.
5. Na Bliskim Wschodzie nikt nie wiedział, co to jest rozwiązanie problemu.
6. W Ameryce Południowej nikt nie wiedział, co to znaczy proszę.
7. W Ameryce Północnej - nikt nie wiedział, że są jeszcze jakieś inne kraje.
8. W Europie Wschodniej powiedzieli, że nic nie będę wypełniali dopóki ankieter z nimi nie wypije, a jak wypił, to dostał w twarz, bo wyglądał na Niemca.


................................................................................................................
-Alkohol jest dla tchórzów, którzy nie umieją poradzić sobie z codziennością.
-Dolej mi !

Offline

 

#24 2011-01-26 17:20:51

 Włodi

Admin

status p3z3t@aqq.eu
25425249
Skąd: Ostrowiec Świętokrzystki
Zarejestrowany: 2011-01-17
Posty: 1308

Re: Opowiadanka.

- Dlaczego zawodnicy sumo golą nogi?
- Żeby łatwiej można ich było odróżnić od feministek.

Chodzi sobie mężczyzna po wesołym miasteczku. W pewnym zauważa kolejkę ludzi do jednego z domków. Kupił bilet i czeka... Był już przedostatni do długo oczekiwanej atrakcji gdy zauważył, jak facet stojący przed nim wkłada swoją głowę do niewielkiej dziury w ścianie domku. Po chwili szybko ją wyciąga i biegnie na tył budyneczku. Ciekawość zjada mężczyznę, a ponieważ przyszłą jego kolej, wsadza swoją głowę w dziurę i w tym samym momencie dostaje straszliwego kopa prosto w twarz.
- O żesz ty k...a! - syczy z bólu i puszcza się pędem za domek, żeby dorwać gnojka, który go kopnął. Obiega domek, patrzy, a z drugiej strony niczego nie ma - tylko dziura w ścianie, a przez nią właśnie wychyla się głowa faceta, który stał za nim w kolejce.

Święty Piotr przychodzi do Boga, żeby zadać mu pytanie w kwestii techniczno-konstrukcyjnej:
- Kończymy pracę nad ludźmi. Nie wiemy ile nerwów włożyć w dłonie Ewy.
- A ile daliście Adamowi? - pyta Bóg.
- Jakieś dwieście - odpowiada św. Piotr.
- No to dajcie tyle samo kobiecie.
- Aha... Jeszcze nie wiemy ile jej włożyć nerwów w genitalia.
- A ile dostał Adam?
- Czterysta dwadzieścia.
- No i dobrze, dajcie tyle samo Ewie.
Po chwili Bóg krzyczy za Piotrem:
- Albo wiesz co? Dajcie jej jakieś dziesięć tysięcy, żeby krzyczała moje imię za każdym razem jak pójdzie z facetem do łóżka.

Hrabina zwraca się do hrabiego:
- Poproszono mnie o wyrażenie pisemnej opinii na temat naszej poprzedniej służącej. Napisałam, że jest leniwa, nieobowiązkowa i arogancka. Może także napisać o niej coś pozytywnego?
- O, tak! Można napisać, że wykazuje dobry apetyt i bardzo długo śpi.

Do krawca przychodzi Robin Hood i mówi:
- Proszę mi uszyć kaptur.
- Niestety, mam dużo zamówień. Ale mam nowiutki kaptur, który będzie pasował na pana. Jedna osoba zamówiła go kiedyś i do dziś nie odebrała.
- A kto to był?
- Czerwony Kapturek.


................................................................................................................
-Alkohol jest dla tchórzów, którzy nie umieją poradzić sobie z codziennością.
-Dolej mi !

Offline

 

#25 2011-01-26 17:21:02

 Włodi

Admin

status p3z3t@aqq.eu
25425249
Skąd: Ostrowiec Świętokrzystki
Zarejestrowany: 2011-01-17
Posty: 1308

Re: Opowiadanka.

- Mój synek jest nadzwyczajny! Żebyś ty wiedział, jak on umie przeklinać!
- A ile ma lat?
- Cztery.
- To i modlić się pewnie umie?
- Coś ty! Takie małe dziecko?

Matka strofuje córkę:
- Małgosiu, czemu nie wyrywałaś się, gdy Jasio zaczął cię całować?
- Bo mnie trzymał za guzik. A ja nie cierpię przyszywać guzików!

Żona robi wyrzuty mężowi:
- A po cholerę pakowałeś pilota od telewizora do walizki?
- Jedziemy do Wenecji, łatwiej będzie zmienić kanały.

Jasio pyta tatę:
- Czy mógłbym przyjść z kolegami na budowę, na której pracujesz?
- Chcielibyście zobaczyć jak się buduje dom?
- Nie, chcielibyśmy pozbierać butelki po piwie.

Mąż: - Może wypróbujemy dziś wieczorem inną pozycję?
Żona: Z przyjemnością. Ty stań przy zlewie, a ja usiądę w fotelu i będę pierdzieć.


................................................................................................................
-Alkohol jest dla tchórzów, którzy nie umieją poradzić sobie z codziennością.
-Dolej mi !

Offline

 

#26 2011-01-26 17:21:56

 Włodi

Admin

status p3z3t@aqq.eu
25425249
Skąd: Ostrowiec Świętokrzystki
Zarejestrowany: 2011-01-17
Posty: 1308

Re: Opowiadanka.

- Tato dlaczego pijesz wódkę z gwinta?
- Bo ja synuś, zasadniczo nie lubię pośredników.

- Pójdziesz ze mną na jagody?
- Coś ty! Teraz, w zimie?!
- To załóż kożuszek!

Prezes mówi do sekretarki:
- Pani Ireno, niech pani napisze zawiadomienie o naradzie we wtorek o 08.30.
Po chwili sekretarka mówi:
- Panie prezesie, słowo "wtorek" pisze sie przez "K" czy przez "G" na końcu?
Prezes, po godzinie:
- Pani Ireno, przejrzałem cały słownik ortograficzny na literę "F" i nie znalazłem słowa wtorek, wiec zrobimy naradę we środę.

Do mieszkania kobiety dzwoni młody mężczyzna. Kobieta otwiera drzwi i pyta:
- O co chodzi?
- Przyszedłem prosić pani córkę... o rękę.
Kobieta, mocno zdziwiona:
- Którą? Starszą czy młodszą?
- Przepraszam. Nie wiedziałem, że ona ma jedną rękę starszą, a drugą młodszą.

- Kelner, co może nam pan dzisiaj polecić?
- Proponuję płonącą zupę fasolową, płonący sznycel a na deser płonące lody.
- A co to za okazja, że wszystko podajecie płonące?
- Mamy właśnie mały pożar w kuchni.


................................................................................................................
-Alkohol jest dla tchórzów, którzy nie umieją poradzić sobie z codziennością.
-Dolej mi !

Offline

 

#27 2011-01-26 17:22:21

 Włodi

Admin

status p3z3t@aqq.eu
25425249
Skąd: Ostrowiec Świętokrzystki
Zarejestrowany: 2011-01-17
Posty: 1308

Re: Opowiadanka.

XXII
"Deszcz"1/2

- Cicho ktoś idzie! - wzrok zgromadzonych skupia się na drzwiach, ich prawe ręce powoli zbliżają się pod lewe, górne części marynarek.
- Przepraszam za spóźnienie, ale musiałam wytłumaczyć dziecku, że strzelanie z procy do gołębi to nie najlepszy sposób by zostać krawcem. Już lepiej by zrobił ćwicząc wbijanie igły w pośladki dziadka - odkąd został sparaliżowany od pasa w dół..
- Dosyć, dosyć! Jesteśmy tu by ustalić ostatnie szczegóły przed akcją, a nie..
- No właśnie, ponieważ pada to proponuję..
- A ten znowu! Do stu steków z wieloryba zaraz zemdleję! Cisza!
Tak więc na zaproszenie Szefa wchodzi Cisza i zapada - korzystając z jej obecności rozejrzyjmy się ciut.
Znajdujemy się w niedużym pokoju, brak okien rekompensują drzwi, kawałek stołu odbija się w lustrze wiszącym na jednej ze ścian. Przy stole stoi sześć krzeseł. Siedzą na nich: Szef, Kobieta i kierowca, których już poznaliśmy oraz Spięty, Świerszcz i Krzywy. Na stole leżą dwa kawałki papieru i wskaźnik. Delikatny szept wyprasza Ciszę. Nadstawmy więc ucha.
- Dlaczego Szef nadużywa ostatnio rybnych epitetów?
- Heh, jego teściowa odwiedza go co środę i zwozi mu tuzin porad i z mendel ryb. Twierdzi, że nawet najpodlejszy bandyta, skoro jest mężem jej jedynej córeczki, musi się zdrowo odżywiać.
- Szef cyka się mamusi? A to dobre! Ja bym upozorował mały wypadek - sam zapach ryb mnie mdli..
- To nie takie proste..
- Świerszcz! Krzywy! W końcu jesteśmy w komplecie więc może posłuchacie co mam do powiedzenia? Zostały nam trzy kwadranse.
- Więc nie jest jeszcze za późno Szefie. Ponieważ pada..
- Jeszcze raz mi o tym wspomnisz to wypatroszę jak pstrąga! Dobra plan jest taki: za pięć druga odjeżdżamy spod kryjówki Nieznaną w kierunku skrzyżowania z Szyderczą. Dokładnie o drugiej na skrzyżowaniu pojawi się furgon. Przewozi całkiem uśmiechniętą dla nas sumkę. W tym samym czasie kumpel Spiętego, Bystry, zajeżdża mu drogę uprowadzoną karetką pogotowia. Ogłuszamy strażników, zabieramy łup i "eRką" odjeżdżamy w kierunku Dychowa - mamy na to dokładnie sześć minut, bowiem po tym czasie na skrzyżowanie wjedzie wóz policyjny, przydzielony do ochrony furgonu. Po 12 minutach jazdy skręcamy i na przydrożnym parkingu zmieniamy wóz na ten przygotowany przez Kierowcę. Jakieś uwagi? Pytania?
CDN


................................................................................................................
-Alkohol jest dla tchórzów, którzy nie umieją poradzić sobie z codziennością.
-Dolej mi !

Offline

 

#28 2011-01-26 17:23:14

 Włodi

Admin

status p3z3t@aqq.eu
25425249
Skąd: Ostrowiec Świętokrzystki
Zarejestrowany: 2011-01-17
Posty: 1308

Re: Opowiadanka.

XXIII
"Biel"
Tego dnia ruch na pogotowiu był dość znaczny. Przy izbie przyjęć kręciły się z dwa tuziny osób obojga płci - zdenerwowanie wypływało im z ust i trafiało, jak bila do łuzy, w Bogu ducha winną pielęgniarkę.
- Proszę Państwa trochę spokojniej - jak wszyscy będą krzyczeć to nikt niczego o nikim się nie dowie, a i mnie się szybciej włosy siwizną okryją jak mama kołderką małego berbecia.
- Gdzie mój Krzysiu?? Miał czerwoną czapeczkę i misia - zawsze bywał chorowity, zwłaszcza po wizytach teściowej.. Co za kobieta, jak pragnę zdrowia, ile mu eklerków nawpychała w jego biedny brzusio..
- A moja Karolinka? Ładna, wysoka jak brzoza - ubrana.. hmm.. na pewno miała kucyki. Ona gra w koszykówkę i nieskromnie powiem, że jest fan ta sty czna - ba! ona do kosza wrzuca nawet jak kuca..
- A moje córeczki? [i w zasadzie ciut to trwa albowiem rodzice umartwiają się o swoje pociechy, a przeca pielęgniarka też człowiek i kawusię dopić musi]
- Przepraszam, ale wystarczy - tu obok jest poczekalnia z bufetem - przejdą tam Państwo i zaczekają na lekarza. On właśnie kończy je badać i o wszystkim Państwa poinformuje.
Tak więc rodzice dają się przekonać i o wiele spokojniej rozmawiając ["A moja córa to jest miss osiedla - taaaką urodę jej zmarnują", "E to nic mój synek, mój ptyś miętowy, wygrał zawody warcabiane w szkole. Sam dyrektor mu gratulował - a to nie byle jaki dyrektor!", "A moja Barbi.." itd.] wychodzą do poczekalni.
- Eh tak to jest, gdy dzieciom na koloniach poda się kisiel z radzieckiej torebki - rzecze pielęgniarka i idzie na trzecie piętro, czyli:
"Oddział Chorób Nabytych Na Koloniach"

[a w szczególności: radziecki kisiel - Niee to na pewno grzyb jadalny - Co z tego, że wilcze? ale jagody! - A co? Śmietana nie może mieć zielonego kożuszka? - Te ryby może i dziwnie pachną, ale to same witaminy - Pani na pewno dokładnie umyła ten gar na zupę co to w nim wcześniej była benzyna? - Co z tego, że tu pływają robaki? w Chinach się jada robaki za grube pieniądze!]

Mija minuta i do izby przyjęć wchodzi mężczyzna ubrany w biały fartuch - swe kroki od razu kieruje do poczekalni. Jest człowiekiem optymistycznie podchodzącym do życia więc bez obaw wchodzi.. [w paszczę lwa? - nie, on przecież nic nie wie o struciu ponad dwudziestki dzieci z drugiego turnusu kolonijnego w Parzyszczękach radzieckim kiślem] - więc po prostu wchodzi.
- Ooo jest! Dawać go tu!
- Panie co z dzieciakami? Będą żyć? No mówże Pan do jasnej Anielki!
Ponieważ mężczyzna swój zawód wykonywał także w PRL-u, postanawia więc zastosować jedną ze swych metod - czyli kuca.
Zdziwienie zgromadzonych jest na tyle duże, że zapada cisza. Po chwili mężczyzna wstaje i mówi:
- Bardzo przepraszam, ale zaszła pomyłka. Ja nie jestem lekarzem.
- Jak to nie? A ten biały kitel? I po co Pan kucał właściwie??
- Kucałem by zniknąć Państwu z oczu i wprawić w osłupienie - dawniej, gdy były duże kolejki do sklepów pozwalało mi to spokojnie wykonywać swoją pracę - i jak widzę tamte czasy minęły, ale metoda dalej jest skuteczna.
- Jakich sklepów? Kim pan właściwie jest?
- Od trzydziestu lat jestem piekarzem - i właśnie dziś, jak co piątek, przywiozłem tu bułki.


................................................................................................................
-Alkohol jest dla tchórzów, którzy nie umieją poradzić sobie z codziennością.
-Dolej mi !

Offline

 

#29 2011-01-26 17:23:41

 Włodi

Admin

status p3z3t@aqq.eu
25425249
Skąd: Ostrowiec Świętokrzystki
Zarejestrowany: 2011-01-17
Posty: 1308

Re: Opowiadanka.

XXIV
"Jak poruszyć kamień siłą woli?"

Metoda pierwsza
Kluczem do zrozumienia i opanowania metody (nazwanej roboczo "metoda Ki") jest spostrzeżenie, że o ile dość trudno jest wpływać siłą woli na ruch przedmiotów takich jak drzewa, kamienie czy też kosmiczne promienie to dość łatwo jest siłą woli poruszyć własne mięśnie, tak więc wprawienie kamienia w ruch można zrealizować metodą pośrednią. W tym celu siłą woli poruszamy mięśniami ręki tak, aby nasza dłoń sięgnęła po kamień i po prostu go podniosła.

Metoda druga
Metoda ta, zwana przez złośliwych werbomedialną, opiera się na spostrzeżeniu, że nasza wola realizująca się w wypowiadanych przez nas w sposób zdecydowany zdaniach twierdzących jest w stanie wpływać na zachowania osób drugich - mogą więc one posłużyć jako przedłużenie naszej osobistej jednostkowej woli. W tym celu obiecujemy np. młodszemu bratu 20 złotych jeżeli podniesie kamień i w ten sposób nasza wola za pośrednictwem:
- strun głosowych
- drgań powietrza
- membrany usznej
- młoteczka
- kowadełka
- mózgu (ośrodków decyzyjnych i motywacyjnych)
- ręki
powoduje ruch kamienia.
Następnie w zależności od osobistej wrażliwości dajemy bratu 20 złotych albo nie.


................................................................................................................
-Alkohol jest dla tchórzów, którzy nie umieją poradzić sobie z codziennością.
-Dolej mi !

Offline

 

#30 2011-01-26 17:25:49

 Włodi

Admin

status p3z3t@aqq.eu
25425249
Skąd: Ostrowiec Świętokrzystki
Zarejestrowany: 2011-01-17
Posty: 1308

Re: Opowiadanka.

Anegdota
Włoska śpiewaczka operowa Adelina Patti (1843-1919) zanim osiągnęła sławę, miała trudności finansowe i musiała nawet zaciągnąć dług u rzeźnika.
Na jej pierwszym występie zjawił się również ów rzeźnik. Widząc entuzjazm publiczności i kwiaty, a pragnąc ze swej strony również złożyć hołd artystce, krzyknął:
- Patti, już nie musisz oddawać mi za mięso!

Rozmawiają przy piwku trzej ogrodnicy. Pierwszy mówi;
- Moja żona jest jak ząbek czosnku. Chuda i wysuszona.
Drugi:
- Moja żona jest jak dynia. Gruba i ciągle zgorzkniała.
Na to trzeci:
- A moja żona jest jak rozpłaszczony pomidor. Krótko mówiąc: ketchup. Wczoraj rozjechała ją ciężarówka!

Przychodzi facet do lekarza i oznajmia:
- Potrafię chodzić po ścianach i suficie!
- Pokaż pan.
- Dobra, ale najpierw daj mi pan koniak i ogórka kiszonego.
Lekarz zorganizował butelkę koniaku i ogórka, facet wypił, zagryzł... Chodzi po suficie. Lekarz, zafascynowany, zadzwonił po kilku kolegów. Ci przyszli z kolejną porcją ogórków i butelką koniaku. Facet wypił, zagryzł i powtórzył pokaz. Lekarz mówi:
- To ja dzwonię do kierownika kliniki, on musi to zobaczyć.
Facet:
- Ale co będzie, jak na niego spadnę?
- Etam z łażeniem po ścianach, on w życiu nie widział, jak ktoś zagryza koniak ogórkami!

Po pożarze, w którym spłonęła połowa dobytku pewnejrodziny, idący drogą ksiądz spotyka szlochającego Jasia.
- Czemu płaczesz, chłopcze?
- Mój biedny piesek... Już nigdy nie zje śniadania, obiadu, kolacji...
- Biedactwo! Rozpaczasz, bo twój przyjaciel spłonął w pożarze?
- Nie, proszę księdza. Spaliła mu się jego jedyna miseczka!

W poniedziałek wczesnym rankiem, zaraz po otwarciu Urzędu Stanu Cywilnego, wpada do środka młoda mężatka i mówi:
- W ubiegłą sobotę w tym urzędzie wzięłam ślub z Jarosławem Kijem.
- Tak, pamiętam - mówi urzędniczka. - O co pani chodzi?
- To była straszliwa pomyłka!
- Proszę powiedzieć co się stało?
- Wszyscy zawsze mówili, że kij ma dwa końce, a to jest nieprawda!


................................................................................................................
-Alkohol jest dla tchórzów, którzy nie umieją poradzić sobie z codziennością.
-Dolej mi !

Offline

 

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
Strony internetowe dla deweloperów forum fishingsuperstars zaproszenia-na-wesele.eu Lubiatowo pokoje